WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Będziemy jutro ludźmi przeszłości

Gdybym był bohaterem powieści Drago Jančara, zginąłbym niechybnie. Umarłbym młodo, trochę głupio, trochę niesprawiedliwie. Zabiłyby mnie dzieje, los, a najpewniej miłość. Zakochałbym się w dziewczynie tak nieuchwytnej, jak mijający czas. Zakochałbym się w jej wolności, nie zdając sobie sprawy, że ta wolność doprowadzi do mojego upadku. Bo nieubłaganie nadszedłby wreszcie ten poranek, w którym zamiast niej, znalazłbym pośpiesznie napisany list. A ja zostałbym i żył pokaleczony tęsknotą przez kilka stron, przez kilkanaście akapitów, nim wreszcie wystrzelona, zbłąkana kropka trafiłaby mnie w głowę.

Tak się już nie pisze. Tak nie opowiada się już historii. Drago Jančar, jeden z najbardziej utalentowanych i cenionych współczesnych słoweńskich autorów, napisał powieść niedzisiejszą, być może nawet dla wielu niekompatybilną z ich ruchliwym, teledyskowym światem. Ale Jančar napisał to dobrze. Napisał to na tyle pięknie i z taką wrażliwością, by nas uwieść i oczarować. Widziałem ją tej nocy jest hołdem złożonym przeszłości: to melancholijna i nostalgiczna narracja o dziejach już domkniętych, a przez to nieubłaganych. Powieść Jančara to niedługa i konstrukcyjnie prosta książka osadzona czasie II wojny światowej. Pięć rozdziałów to w istocie pięć opowiadań, każdy z innym narratorem, ale każdy skupiony na jednej postaci i jednym ciekawym życiu.

Veronika Zarnik to młoda mężatka. Jest piękna, wykształcona (przedwojenne studia w Berlinie), żywiołowa, a przy tym umiarkowanie zadufana. Normy i zasady traktuje jako granice do przekroczenia. Dość powiedzieć, że za młodu paradowała po ulicach z… aligatorem na smyczy. To postać, o której charakter łatwo się pokłócić, bo niezależność Veroniki często przypomina naiwność, a jej bogactwo nadmierne rozpieszczenie. Pozostaje jednak – od początku do końca – wierna swoim przekonaniom: żyje tak, by życie czuć, a wszelka rutyna – czy to małżeńska, czy życiowa – zakuwa Veronikę w kajdany.

Veronikę poznajemy w pierwszym rozdziale, niezwykle ważnym dla całości powieści, bo ten nadaje książce tonu i wprowadza fabularne ramy, które uzupełniane będą następnymi rozdziałami. O młodej, zakochanej w koniach i wolności dziewczynie opowiada nam Stevan Radovanovič, słoweński dowódca szwadronu pierwszej brygady, któremu przyszło uczyć tę niefrasobliwą mężatkę jeździectwa. Początkowa wzajemna niechęć (Stevo zarzuca jej bogackie zepsucie, ona mu absurdalną brutalność wojska) przeradza się w fascynację, a wkrótce w romans. W otoczce skandalu Veronika porzuca męża, decydując się na ciężkie życie żony czynnego kawalerzysty, życie tym trudniejsze, że splamiony honor oficera pociąga za sobą sankcje i Stevo zostaje przeniesiony do karnej służby w osadzonej na końcu świata miejscowości Vranja. Rozdział ten jest o tyle ważny, że narzuca czytelnikowi nie do końca prawdziwą wykładnię książki, który gotów był uznać powieść Jančara za romans.

Rzeczywiście, książka słoweńskiego pisarza przedstawia historię namiętności skazanej na porażkę: Jančar skrupulatnie buduje łańcuch miłosnych przyczyn i skutków, które w konsekwencji doprowadzą postacie na skraj rozpaczy. To ten rodzaj miłości, która urosła do niebotycznych rozmiarów, ale zawaliła się pod ciężarem swojej konstrukcji. Jančar skrupulatnie gromadzi rozmaite zdarzenia, od początkowej niechęci, przez fascynację, gorejącą miłość, na pierwszej kłótni i wzajemnej pretensji kończąc. Zwieńczenie ich związku to już strach, żal i łzy: Pogłaskałem ją po włosach, ale odsunęła głowę. Boję się ciebie, szepnęła. Uniosła się na łokciach, spojrzała mi w oczy. Masz ponure spojrzenie, powiedziała. Boję się ludzi, którzy patrzą tak ponuro. Wkrótce potem Veronika raz jeszcze ucieka (wraca) do byłego męża.

Ale Widziałem ją tej nocy nie jest romansem. Po scenie powrotu Veroniki książka zmienia się diametralnie, a relacjonowane świadectwa oscylują wokół głównego wątku książki: tajemniczego zniknięcia głównej bohaterki i jej męża z zamkowej posiadłości. Wraz z kolejnymi rozdziałami Jančar dostarcza nam nowych informacji, stopniowo rekonstruując kluczową dla powieści noc. Kolejno o Veronice opowiadają: jej matka Josipina, niemiecki doktor, który bywał w posiadłości małżeństwa Zarników, służąca Joži opiekująca się jej majątkiem i wreszcie partyzant Jeranek. Drago Jančar mistrzowsko, acz nieśpiesznie buduje fabułę, naświetlając drastyczną historię Veroniki. Punkty widzenia zazębiają się, ale innym razem będą się wykluczać. Znamienne są także wzajemne antypatie narratorów: przykładowo, początkowo nie sposób polubić matkę głównej bohaterki (Stevo opowiada o jej ingerencji w związek córki), jednak pod koniec powieści co wrażliwsi czytelnicy uronią niejedną łzę nad jej losem.

Podobnie dzieje się z językiem. Każda z opowieści prezentuje inny styl właściwy charakterowi narratora. Ogarnięta starczym szaleństwem matka Veroniki pozostanie naiwna jak dziecko, a kończące książkę świadectwo przygłupiego Jeronka aż kipi od wymówek i zrzucania winy. Podobnie w przypadku Niemca, doktora Horsta, którego przegrana wojna ustawia w pozycji kata, a który usilnie próbuje się odciąć od przeszłości: Każde miłe wydarzenie z tamtych czasów pociąga za sobą coś złego, lepiej, żeby niczego nie było, ani dobrego, ani złego, tylko spacer z laską, gazeta, gotowanie obiadu, to zupełnie wystarczy. 

Ostatecznie Jančar ujawnia, co stało się z małżeństwem Zarników, ale nim to zrobi przeprowadzi nas przez wiele rozmaitych kontekstów i wątków. Powieść raz jest romansem, innym razem przypomina kryminał. Nasuwa się również interpretacja feministyczna, bo główna bohaterka kontestuje zwyczajowe dla tamtego okresu kobiece role (prowadzi samochód, ma licencję pilota). W innych momentach Widziałem ją tej nocy staje się fikcyjnym świadectwem ofiar z okresu II wojny światowej. Miłość i zbrodnia odbywa się przecież na tle posępnej historii Słowenii. O ostatnim królu Jugosławii, Piotrze II, który w czasie wojny emigrował do Londynu, Stevo powie: Pokonana armia. Armia po klęsce. Armia bez państwa. Z fotografią młodego króla na ścianie baraku, króla, którego nie było przy nas, gdyśmy się bili o jego królestwo, a dziś, kiedy jego armia jest w niewoli, spaceruje sobie po londyńskim parku ze swoimi psami. Albo popija herbatę. (…) Nie chcę spojrzeć mu w oczy, żeby nie poczuć gniewu, a nawet pogardy. Wolę patrzeć w ziemię. Czasem mam wrażenie, że my wszyscy w Palmanova bez przerwy wpatrujemy się w ziemię, całe dwadzieścia tysięcy mężczyzn, upokorzonych i okrytych hańbą. A nocą w gwiazdy. I nie rozumiemy, co się nam przydarzyło. 

Osobiście zwróciłbym uwagę na jeszcze jedną – niestety, aktualną – wykładnię tej powieści. Wojna w tej książce nie jest pięknym, romantycznym obowiązkiem, choć być może tak chcieliby to widzieć kompani Steva. Wojna w tej powieści to raczej absurd, a wszelkie postaci ją uprawiające to nie do końca rozwinięci szaleńcy. Jančar nie oszczędza nawet partyzantów walczących z Niemcami. W Widziałem ją tej nocy są najzwyklejszymi idiotami, którym ktoś niespełna rozumu wręczył broń. Opisuje ich wręcz jak dzieci albo pionki we władzy pustej, acz szumnej idei. Aż boję się zadać to pytanie, ale zaryzykuję: ciekawe, jak zareagowano by na takie odczarowanie polskiego AK?

Wykładnia, o której myślę, nasuwa się podczas przyglądania się ostatnim wydarzeniom na Ukrainie. Sądzę bowiem, że można czytać dziś powieść Jančara jako swego rodzaju niemodny, ale aktualny manifest pacyfistyczny. Postać Veroniki nie jest li tylko niefrasobliwą kobietą o niestałym uczuciowo sercu: jej postać to alegoria wolności. Nie tylko od norm i surowych ról. Veronika wraz z mężem tworzą przecież azyl, w którym pomieszkują artyści, lekarze, ale także starcy i chłopi. To miejsce, gdzie spotykają się okupanci i okupowani. Małżeństwo Zarników gości Niemca, doktora Horsta, a w nocy przygotowuje paczki dla partyzantów. Horst w swoim powojennym świadectwie powie: Żyjemy w czasach, kiedy szacunek zdobywają wyłącznie ludzie, żywi lub martwi, którzy gotowi byli walczyć, a nawet poświęcać się dla wspólnych idei. Tak myślą zwycięzcy i pokonani. Nikt nie ceni tych, którzy chcieli tylko żyć, którzy kochali innych ludzi, naturę, zwierzęta, świat i czuli się z tym dobrze. 

O ile Leona, męża Veroniki, można by posądzić o przymusowy oportunizm (by nie powiedzieć dosadniej), o tyle Veronika robi to, bo głęboko wierzy w coś, co być może większość z nas nazwałoby naiwnością. Cynikom zwrócę jednak uwagę, że azyl Veroniki upada nie przez jej naiwność, a przez zdradę. 

Widziałem ją tej nocy
to powieść szczególnie niebezpieczna dla ludzi wrażliwych. Skondensowane w tej książce smutki, żałości, nikczemności i porażki, zgromadzone żale i łzy powodują, iż tylko dlatego, że żyjemy, czujemy się podle. To książka niezwykle smutna, a przy tym – z powodu podobieństwa dzieła do starych narracji wojennych świadectw – wydaje się w jakiś sposób nieubłagana. Zupełnie tak, jakby życie istniało tylko po to, by je zniszczyć. Doktor Horst powie: my wszyscy, którzyśmy brali udział w tej nieszczęśliwej wojnie, będziemy jutro ludźmi przeszłości. Ale Horst mówi to z pozycji przegranego, zawstydzonego Niemca i nie wie, że pomimo jego nauczki popełnimy ten sam błąd jeszcze wiele razy. Narracyjny spokój, z jakim Drago Jančar rekonstruuje życie Veroniki, przeraża. Jakby autor powtarzał nam: tak już jest. Tak już będzie. Widziałem ją tej nocy to powieść bez fajerwerków i bez wybuchów. To raczej tylko życie, które boli. Które trwa i boli.

_
Drago Jančar, Widziałem ją tej nocy, przeł. J. Pomorska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.

Do góry
Drukuj
Mail