WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Ducha, Aspazja czy po prostu Dagny?





Aleksandra Sawicka, autorka książki pod tytułem „Dagny Przybyszewska. Fakty i legendy” w rozmowie z Urszulą Pieczek.


Urszula Pieczek: Twoja książka nie jest pierwszą obszerną pracą na temat Dagny Przybyszewskiej. Wcześniej w Polsce została opublikowana książka Ewy Kossak pod tytułem „Dagny Przybyszewska. Zabłąkana gwiazda”, prócz tego, inne artykuły na jej temat, jednak postanowiłaś zająć się nią raz jeszcze. Co takiego kryła, a może nadal kryje Dagny, że postanowiłaś napisać o niej książkę? Skąd taki wybór?  

Aleksandra Sawicka:
Podczas studiów polonistycznych miałam oczywiście zajęcia poświęcone Stanisławowi Przybyszewskiemu oraz Dagny Przybyszewskiej, na które musieliśmy przeczytać artykuł, czy fragment książki. Mnie ten temat tak wciągnął, że przeczytałam wszystko, co było dostępne, a jednak czułam niedosyt. Pomyślałam, że napiszę pracę magisterską o Dagny (tak z resztą się stało), przeczytałam wtedy książkę Mary Kay Norseng pod tytułem „Dagny. Dagny Juel Przybyszewska, the Woman and the Myth”, która rzuciła dużo nowego światła oraz przedstawiła wiele nowych materiałów. Wtedy nagle mnie olśniło, że właściwie każda z autorek, to znaczy Ewa Kossak, która pisała jako pierwsza książkę o Dagny oraz Mary Kay Norseng, patrzą na Dagny poprzez te materiały archiwalne, do których miały dostęp  – Ewa Kossak ze strony polskiej, natomiast ze strony norweskiej Mary Kay Norseng, która mimo że jest Amerykanką, to czyta materiały norweskie. Doszłam wtedy do wniosku, że warto to wszystko zebrać, pogrzebać troszkę głębiej i spróbować  stworzyć  całościowy obraz. Taka była idea napisania książki o Dagny. 

UP: Podczas Festiwalu Literackiego „Dagny – Romans Kultur” uczestniczyłaś w dyskusji, której tematem było "rozstrzygnięcie" czy Dagny była muzą czy heroiną skandalu? Ku jakiej odpowiedzi się skłaniasz?

AS:
Ani jednej, ani drugiej. Kiedy usłyszałam jak został sformułowany temat dyskusji, postanowiłam nie skłaniać się ku żadnej odpowiedzi. Oczywiście, w oczach opinii jest muzą, jest też bohaterką skandalu, ale tak naprawdę ta kobieta była zupełnie kim innym. Z osobami znanymi jest tak, że postrzegamy je oczami opinii publicznej  tego czasu, nie wiedząc, jakie te osoby są naprawdę. Dotarcie do Dagny prawdziwej jest niemożliwe. Wydaje mi się, że ja tylko „prześliznęłam się po powierzchni”, ponieważ bazowałam na materiałach archiwalnych, a lwia ich część została zniszczona. Starałam się stworzyć całościowy obraz z tego, co zostało, z tych ulotnych wiadomości, a to bardzo trudne zadanie. Dlatego powtarzam: ani muza, ani heroina, tak naprawdę to był zupełnie inny – żywy, kochający, a przede wszystkim cierpiący człowiek. 

UP: Twoja książka w dużej mierze poświęcona jest rozprawieniu się z mitami i legendami, dotyczącymi Dagny. Który mit, którą legendę, trzeba było jak najszybciej wyjaśnić, zdementować?

AS:
Najbardziej drażliwe jest traktowanie Dagny wyłącznie jako muzy artystów albo biernej kobiety, która miała jedynie służyć mężczyźnie, artyście, która nie miała większych ambicji. Okazuje się jednak, że ona miała bardzo dużo do powiedzenia, chociaż szczególnie utalentowana nie była i to, moim zdaniem, było jej największym nieszczęściem. Dagny to kobieta, która miała pasje muzyczne, bardzo chciała grać, jednak jak się doczytamy w materiałach, wychodzi na to, że nie miała wielkiego talentu. Pod wpływem męża, pod wpływem innych literatów zaczęła pisać, ale to też nie były teksty najwyższych lotów. Największą bolączką, z którą chciałam się jak najszybciej rozprawić, było postrzeganie Dagny wyłącznie jako towarzyszki artystów, a nie artystki, mimo że niezbyt utalentowanej, ale jednak artystki.

UP: Chciałabym jednak, byśmy porozmawiały przez chwilę o legendach, o skandalach. Dlaczego była tak znienawidzona przez Augusta Strindberga? Nie bez powodu bowiem porównywał ją do nierządnicy Aspazji. 

AS:
Bardzo chciałabym wiedzieć, dlaczego tak było. Musiała mu mocno nadepnąć na odcisk. Jak przypuszczam, ale to tylko teoria, że  musiało być „coś na rzeczy”, jakaś sprawa damsko-męska, że musieli być przez jakiś okres kochankami, jednak nie wiem, kto kogo odtrącił. Być może było tak, że Dagny zabawiła się Strindbergiem, może imponowało jej to, że znany dramatopisarz ubiega się o jej względy i dlatego zgodziła się na tę przygodę, ale bardzo szybko jej się to znudziło – odtrącony mężczyzna poczuł się urażony i dlatego obrażał ją, wyzywał od najgorszych, w bardzo ostrych, bardzo nieładnych słowach… Z materiałów, które się zachowały, i które są mi znane, wynika jednak, że Dagny milczała na temat tych relacji, nigdy ich nie komentowała. 

UP: Czy można mówić o Dagny jako muzie Edvarda Muncha?

AS:
Munch jako malarz inspirował się wszystkim, co go otaczało, trudno zatem twierdzić, że jakaś konkretna kobieta na niego wpłynęła. Munch miał w życiu dwie wielkie miłości i żadną z tych wielkich, burzliwych, dramatycznych, łączących się nawet ze strzelaniem, miłości nie była Dagny. Ona była dla niego przyjaciółką. W materiałach archiwalnych, choć to także nie jest napisane wprost, odnajdujemy słowa Muncha o „lwicy salonowej, która zagięła na niego parol, która z nim flirtuje”. Ja tutaj widzę Dagny. Bardzo szybko jednak doszli do porozumienia, że to nie jest relacja stricte damsko-męska, a raczej przyjaźń. Przyjaciółmi byli do końca życia Dagny. A czy ona go inspirowała? Myślę, że Muncha bardziej inspirowały relacje, stosunki, napięcia między ludźmi, które  obserwował w „Czarnym Prosiaku” – zazdrość, namiętności pomiędzy Strindbergiem, Przybyszewskim a Dagny. Weźmy chociażby jego obraz pod tytułem „Zazdrość”, przedstawiający kobietę i zielonego z zazdrości mężczyznę, którego twarz bardzo przypomina twarz Przybyszewskiego. To są wciąż  inspiracje, relacje międzyludzkie. Na pewno nie można powiedzieć, że „Madonna” z obrazu Muncha to Dagny. On sam powiedział, że w Berlinie pozowała mu kobieta, która fizycznie przypominała Dagny, ale to nie była Dagny. Podsumowując, nie powiedziałabym wprost, że Dagny była muzą Muncha.
UP: Czy to prawda, że Dagny była kobietą, która „nie upijała się absyntem”?

AS:
Wydaje mi się, że to kolejna legenda. Dagny, to dziewczyna z dobrych sfer, która w swoim dobrym, mieszczańskim domu na pewno nie upijała się absyntem. Natomiast kto wie, co jej mogło strzelić do głowy, kiedy wyjechała do Berlina i przebywała w tak specyficznym towarzystwie. Stanisław Wyrzykowski, przyjaciel-nieprzyjaciel Dagny, bywalec bohemy krakowskiej powiedział, że ona piła dużo, ale nigdy się nie upijała  – piła koniak, nieruchomiała i siedziała tak do końca wieczoru… Może w tym pierwszym okresie fascynacji artystami  z „Czarnego Prosiaka” troszeczkę zaszalała, ale przecież była to kobieta, matka, która musiała wiązać koniec z końcem. Przybyszewski nie był typem mężczyzny, który martwiłby się budżetem domowym, a ktoś przecież musiał to robić. Nie można jednocześnie się upijać i być troskliwym dla dzieci. 
UP: Jaką rodzinę stworzyła Dagny? Jak można, w skrócie opisać relację, która łączyła ją ze Stanisławem Przybyszewskim?

AS:
Przybyszewski na pewno ją zafascynował, ponieważ był człowiekiem z charyzmą. Ferdynand Hoesick napisał o nim w swoim dzienniku „brudas, ale miły człowiek” i ja, szczerze mówiąc, nie wiem na jakiej zasadzie to działało, że kobiety tak lgnęły do Przybyszewskiego. Mimo że rzeczywiście był „brudasem”, to Dagny też coś w nim pociągało, oczywiście vice versa – ona, ta niedosiężna, daleka, z kraju fiordów – tak  egzotycznego dla Polaka w tamtym czasie. Na pewno, tym musiała mu imponować. To były dwie egzotyczne natury, które się spotkały i połączyły. Kiedy czyta się jej listy, zaskakuje fakt, jak bardzo Dagny była oddana mężowi, mimo że wiedziała o zdradach, o tych „numerach”, które jej wykręca. Dagny cały czas stała po jego stronie, oczywiście do momentu, kiedy nie wytrzymała nerwowo i odeszła z kochankiem. Ale i tak była bardzo lojalna wobec męża, bardzo go szanowała jako pisarza, pracowała dla niego jako tłumaczka. Była bardzo oddaną i lojalną żoną. 

Natomiast jeśli chodzi o to jaką była matką… Na pewno bardzo kochała swoje dzieci, a jednocześnie bardzo kochała męża, który nie był chyba przyzwyczajony do tworzenia rodziny, do życia z dziećmi. Dlatego, kiedy mąż mówił: wyjeżdżamy do Berlina, bo ja się duszę w tym ciemnym Kongsvinger, ja dłużej już nie mogę tu wytrzymać, ona wiedziała, że nie może zabrać dzieci ze sobą, bo przecież nie mieli warunków –  non-stop gdzieś się przeprowadzali– dlatego dzieci zostawały z jej rodzicami. Co ona czuła, tego nikt nie wie i chyba się nigdy nie dowie, bo niewiele zachowało się listów, które o tym mówią. W każdym razie, kiedy już wracała do Norwegii i łączyła się z tymi dziećmi na nowo, to pisała  o tym bardzo ciepło. 
UP: Co to znaczy, że dla Dagny „śmierć była największym szczęściem”? 

AS:
Władysław Emeryk napisał, że śmierć będzie dla niej wybawieniem, ale Emeryk sam w sobie był  dość specyficzny. Jej sytuacja osobista była bardzo nieciekawa – Przybyszewski był w związku z Jadwigą Kasprowiczową, już od prawie dwóch lat, nie potrafił się z tego wyplątać, bo Kasprowiczowa  była „babą-herod”, a Dagny z kolei była zbyt słaba, żeby też tupnąć nogą i powiedzieć „wracaj do mnie, wracaj do dzieci, tworzymy rodzinę”. Były jakieś próby zejścia się, ale Przybyszewski i tak rezygnował, zawijał się i jechał do Lwowa, do Kasporwiczowej, a Dagny nie mogła sobie z tym poradzić. Właściwie nikt nie potrafiłby przełamać, przerwać tego trójkąta, dlatego zakończyła to śmierć. W sytuacji, kiedy ona była zbyt słaba psychicznie, a Przybyszewskich nie był osobą na tyle silną, żeby coś z tym  zrobić, by jej pomóc, to śmierć była jedynym rozwiązaniem. 
UP: Jaką przygodą było pisanie książki o Dagny Przybyszewskiej? 

AS:
Pisanie tej książki było fantastyczną przygodą. Mam w sobie coś z detektywa - uwielbiam grzebać w archiwaliach. Dla mnie w zasadzie to była najciekawsza część pracy. Pamiętam, że największe chwile wzruszenia były wtedy, gdy siedziałam w Wydziale Rękopisów Biblioteki Narodowej w Warszawie, czytałam dzienniki Ferdynanda Hoesicka i nagle znalazłam niepublikowane zdjęcia Dagny. Albo inne tego typu materiały, tak jak nieznany esej Dagny, który został opublikowany we Frankfurter Zeitung, a Przybyszewski gdzieś o nim wspominał. Ten Frankfurter Zeitung gdzieś kołatał mi się po głowie, sprowadziłam mikrofilmy tej gazety, które przeglądałam przez bardzo długi czas i nagle znalazłam ten niepublikowany wcześniej esej. To były najpiękniejsze chwile. Do dziś mam sny, że coś znajduję, ale to tylko sny. Jestem jednak przekonana, że jeszcze jest wiele nieznanych materiałów, ukrytych gdzieś na strychach, w zakamarkach archiwów. 

UP: Jaka jest pierwsza myśl, która przychodzi Ci do głowy, kiedy myślisz o Dagny?

AS:
Nieszczęśliwa kobieta. Bardzo nieszczęśliwa kobieta, która trafiła w swoim życiu na człowieka, na którego nie powinna była trafić. Za motto mojej książki obrałam sobie słowa jej byłego narzeczonego Hjalmara Christiansena, który napisał „…zawędrowała w ślepy zaułek, z którego wydostać ją może jedynie bardzo inteligentny i silny mężczyzna”. Christiansen się za takiego nie uważał, Przybyszewski również taki nie był. Gdyby trafiła na kogoś zupełnie innego, to być może, jej losy potoczyły by się inaczej, ale jednocześnie nie mielibyśmy tej legendy, nie mielibyśmy takiej postaci, jaką mamy. Coś za coś.

Dziękuję. 
Do góry
Drukuj
Mail

Pieczek Urszula [autor]

Urszula Pieczek (1986, Polska) – lubaczowianka z pochodzenia, krakowianka z wyboru. Absolwentka ukrainistyki i polonistyki UJ, obecnie doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Redaktorka miesięcznika Znak. Współtworzy Pracownię Pytań Krytycznych UJ. Tłumaczy z języka ukraińskiego, zajmuje się dyskursem tożsamościowym i udaje, że nie czyta poezji.