Trzepot skrzydeł jedenastu śnieżnych żurawi niósł się w dal, zaszumiało w powietrzu, łopotanie rozdarło nagle ciszę. Rozległ się odgłos, jakby tysiące wioseł uderzały o powierzchnię jeziora, milczącego od dziesiątków lat.
Cienie ptaków padały na lodowce, ośnieżone strome zbocza i osamotnione szczyty, na wysokogórskie krajobrazy.
W tym samym czasie w Jakucji, we wschodniej części Syberii, dwa żurawie przeleciały niepostrzeżenie nad deltą Leny i osiadły na skraju kopalni diamentów. Żurawi klangor i bicie skrzydeł odbijały się echem od dna niecki.
Dziesięć tysięcy śnieżnych żurawi lądowało tymczasem na równinie w północnym Izraelu. Dziesięć tysięcy śnieżnych żurawi przelatywało nad Atenami. Dziesięć tysięcy śnieżnych żurawi pojawiło się niespodziewanie nad Zatoką Neapolitańską, krążąc nad zamkiem w dzielnicy portowej.
Na dziedzińcu pensjonatu Santa Maria recepcjonistka Franca Fedrizzi podlewała figowiec. Ciemna strużka wody spływała między jej stopami do najniżej położonego miejsca na podwórzu. Terier właścicielki biegał po marmurowych płytach, szczekając jak opętany, gdy dziesięć tysięcy żurawi przelatywało w zmiennych formacjach nad ich głowami.
Franca Fedrizzi weszła po schodach. Na pierwszym piętrze, przed wejściem do ośrodka dla niewidomych Instituto M. Esposito, grupa dzieci opierała się o balustradę i zadzierała głowy. Fedrizzi, przechodząc obok, szybko podlała krzew oleandra.
Dziesięć tysięcy żurawi jakby zawisło nad pensjonatem Santa Maria w Neapolu. Żurawie w Jakucji wzbiły się ponad nieckę kopalni, gdy w dole zawarczała maszyna. Jedenaście śnieżnych żurawi wciąż leciało nad Alpami na wysokości kilku tysięcy metrów. Stadko śnieżnych żurawi zatrzymało się w rezerwacie Diepholzer Moorniederung, stadko nad Lac du Der-Chantecoq.
W najciemniejszym pomieszczeniu pensjonatu Santa Maria, pośród zgromadzonych sprzętów – niezliczonych komód, foteli, kanap i szaf z lustrzanymi drzwiami – które niegdyś stanowiły umeblowanie jedenastu pokoi, właścicielka – Rosella Genaro, poprosiła Fedrizzi, by ta zapaliła jej papierosa marki Virginia Slim. Nie rozmawiały. Pies wskoczył jednym susem na barokowe krzesło. Fedrizzi również zapaliła, a potem pogładziła miejsce u nasady lewego kciuka, gdzie ugryzł ją terier, kiedy zamiatała przed trzema dniami.
Na galerii, przed Instituto M. Esposito, opierając się o balustradę, stały niewidome dzieci, z twarzami zwróconymi ku niebu, tak jakby mogły dostrzec dziesięć tysięcy śnieżnych żurawi, które krążyły nad nimi z głośnym trzepotem.
Na dziedzińcu kwitł krzew kolcolistu.
W neapolitańskim porcie od nabrzeża odbijał prom płynący na Korsykę.
Po drugiej stronie wielkiej rzeki, w Hiszpanii, dwa żurawie żerowały pod dębem ostrolistnym, rozgrzebując dziobami ściółkę leśną w poszukiwaniu żołędzi.
W pensjonacie Santa Maria w Neapolu sześć z dwunastu pokoi było zajętych. Nazwiska gości zapisano w kolejności przybycia w zwyczajnym szkolnym zeszycie. Najstarszy wpis, sprzed jedenastu lat – Vito Castiello. Po nim, kolejno pięć nazwisk: Antonio Tirindelli, Gerardo Pasquale, Giancarlo Tubaldi, Nicola Natalino i Enrico Aniello – w odstępie od kilku lat do kilku miesięcy.
W szwajcarskiej miejscowości Herisau jeden żuraw pozostał krótko w tyle za swoimi towarzyszami. W tym samym czasie nad otwartymi wodami w pobliżu Korsyki zebrało się kolejne dziesięć tysięcy żurawi, które jeszcze niedawno posilały się na wybrzeżu wyspy. Na polu w Tunezji samotny ptak stał przez chwilę nieruchomo. Tymczasem jedenaście śnieżnych żurawi leciało nad Alpami. Niestrudzenie parły naprzód, poruszając ciężkimi skrzydłami, a ich cienie kładły się na białych ścianach skalnych.
Fedrizzi, paląc papierosa, przemierzała długie korytarze pensjonatu. Przeszła obok drzwi do pokoju Castiella i drzwi do pokoju Tubaldiego, które były uchylone, minęła pokoje Pasqualego, Natalina i Aniella. Łazienka na końcu korytarza była zamknięta. Przez szparę między drzwiami a kafelkami Fedrizzi ujrzała starcze stopy Tirindellego w niebieskich klapkach. Drzwi do jego pokoju były otwarte i kobieta zobaczyła, że telewizor jest włączony, a fonia jak zwykle wyciszona. Na drugim końcu korytarza, w półmroku, stał nieruchomo terier.
W trzcinie okalającej jezioro Hornborgasjön wylądowało kilka śnieżnych żurawi. Właśnie zagłębiały dzioby w mule. Śnieżne żurawie, frunąc na wysokości tysiąca metrów, nadleciały nad słone jezioro, a także nad samotną Zatokę Matsalu w Estonii. W Jakucji dwa ptaki powróciły tym samym szlakiem do delty Leny.
Tego dnia, sześciu starców z pensjonatu Santa Maria przy Via Carrozzieri a Monteoliveto spędzało przedpołudnie i wczesne popołudnie w swoich pokojach przy niemal całkowicie zamkniętych okiennicach. W tym czasie, w najciemniejszym pomieszczeniu, Rosella Gennaro siedziała na sofie. Fedrizzi stała przez moment w drzwiach łazienki, z której Tirindelli zdążył już wyjść. Później się odwróciła i ruszyła z powrotem korytarzami pensjonatu Santa Maria przy Via Carrozzieri a Monteoliveto. A dziesięć tysięcy śnieżnych żurawi krążyło tuż nad miastem w południowym skwarze. W powietrzu klangor, trzepot skrzydeł, wyciągnięte szyje.
Zakonnice nakazały niewidomym dzieciom wejść do budynku, jednak dzieci, z nieruchomymi twarzami, uparcie trwały przy poręczy schodów. Nie odzywały się. Castiello siedział na krześle w swoim pokoju na drugim piętrze i ustawiał antenę umieszczoną na szafce nocnej, tak by pozbyć się zakłóceń obrazu. Inni prawie równocześnie robili to samo. Także Rosella Gennaro zawołała Fedrizzi i kazała jej poprawić antenę, gdy jakość odbioru się pogorszyła.
Zakonnice wyszły na zewnątrz. Starały się nakłonić niewidome dzieci do wejścia do klas. Najpierw delikatnie dotykały ich ramion, potem bardziej stanowczo próbowały je odciągnąć od balustrady. Dzieci trzymały się kurczowo barierek. Kiedy kobietom udawało się odgiąć kilkorgu z nich zaciśnięte palce, pozostałe tym mocniej chwytały się słupków. Wreszcie zakonnice, chwyciwszy dzieci, zaczęły szarpać je z całych sił, by oderwać ich ciała od poręczy. Wtedy z dziecięcych gardeł wydobył się pomruk, który był czymś więcej niż zwykłym szemraniem.
Tymczasem Aniello, jako ostatni, ustawił antenę pokojową. A nad Neapolem dziesięć tysięcy śnieżnych żurawi wzbijało się w górę z głośnym krzykiem. Wznosiły się z wysiłkiem w niebo, zataczając coraz ciaśniejsze kręgi. Głośno krzyczały. W Jakucji oraz w rezerwacie Diepholzer Moorniederung śnieżne żurawie rozpierzchły się, tak samo nad Lac du Der-Chantecoq. Zebrały się w powietrzu.
Tymczasem jedenaście śnieżnych żurawi leciało nad Alpami.
tłumaczenie: Marta Krzemińska