Z Marią Amelie, Norweżką Roku 2010, autorką książki „Nielegalna Norweżka”, deportowaną w styczniu 2011 jako nielegalna imigrantka rozmawiał Michał Zygmunt.
Czy patriotyzm ma jakikolwiek sens we współczesnym świecie?
Nie znoszę słowa „patriota”. Jestem po prostu człowiekiem. Nad uczucia patriotyczne przedkładam prawa człowieka. To na nich zależy mi najbardziej.
Opuściłaś Władykaukaz jako nastolatka, dziecko niezwykle bogatych rodziców. Jakie są Twoje wspomnienia z tego miejsca?
Moja rodzina uciekła, kiedy miałam 12 lat. Moje wspomnienia nie są niestety najlepsze. Większość czasu spędzałam w towarzystwie rodziców w naszym wielkim domu. Nigdy nie mogłam po prostu pójść sama na spacer, wszędzie wozili mnie ochroniarze. Często nie mogłam nawet iść do szkoły; rodzice uważali to za zbyt niebezpieczne. Straciłam przez to dwa lata edukacji. Kochałam piękno kaukaskiej natury, malownicze górskie szczyty, ale nigdy nie tęskniłam za tamtym życiem. Nie brakowało nam pieniędzy, ale nigdy nie byłam bezpieczna. Nigdy też nie byłam naprawdę wolna. Nie mogłam być sobą. Zajęło mi zresztą wiele czasu, zanim zorientowałam się, że jesteśmy bogaci. Jako dziecko uważałam nasze życie za naturalne i oczywiste. Szanowałam ciężką pracę mojego ojca, ale nie miałam pojęcia, że wokół są ludzie pracujący tak samo ciężko, a mimo to cierpiący biedę. Nigdy nie byłam jednak księżniczką; byłam po prostu dzieckiem, które nie rozumiało wiele z otaczającej mnie rzeczywistości.
Ucieczka Twojej rodziny związana była z polityką. Czy naprawdę wystarczy poprzeć w Rosji niewłaściwą partię, by stracić dorobek życia?
Nie jestem politykiem, ani historykiem. O wielu faktach z życia mojej rodziny dowiedziałam się dopiero czytając reportaże norweskich dziennikarzy, którzy w styczniu 2011 roku pojechali do Osetii prowadzić własne śledztwo w naszej sprawie. Nie znam wszystkich szczegółów i nie chcę odpowiadać na pytania dotyczące czynów moich rodziców. Nazywam się Maria Amelie, jestem człowiekiem z własnym życiem i osobistą historią.
W 2000 roku przyjechaliście do Finlandii w poszukiwaniu azylu. Jak wyglądało wasze życie w tym kraju?
Bezpośrednio po przyjeździe rodzice wciąż przeżywali traumę ucieczki. Nie byli w stanie opowiedzieć fińskim służbom imigracyjnym całej swojej historii. Staraliśmy się o azyl polityczny, jednak rodzice nigdy nie chcieli żyć na garnuszku państwa. Oboje pragnęli udowodnić, że naprawdę chcą stać się częścią fińskiego społeczeństwa, że będą przydatni, że są zdolni do samodzielnego utrzymania się w nowym kraju. Mama pracowała w przedszkolu, ojciec zatrudnił się w przemyśle stoczniowym. Nauczyliśmy się języka, staliśmy się częścią lokalnej społeczności, mieliśmy mnóstwo znajomych. Mimo starań, nie udało im się przekonać władz Finlandii, że zasługują na pomoc. Jako obywatele rosyjscy po prostu nie mogliśmy dostać azylu. Bez względu na naszą historię i na to, co przeszliśmy.
Jak sobie poradziłaś z utratą statusu społecznego?
Nigdy nie obchodził mnie mój status społeczny. Zawsze chciałam być po prostu wolna. Móc mówić i pisać to, co chcę i robić to, co tylko mi się zamarzy. Po raz pierwszy w życiu poczułam się prawdziwie szczęśliwa, kiedy mogłam pojechać z przyjaciółmi na letni obóz w Finlandii. Sama, bez ochroniarzy, bez uczucia strachu. W Rosji to było nie do pomyślenia.
Dwa lata później musieliście uciekać do Norwegii...
Przekroczyliśmy granicę nielegalnie. Byliśmy przerażeni, bo czuliśmy się jak kryminaliści. Traciliśmy szacunek dla samych siebie, ale jedyną alternatywą była deportacja do Rosji, co oznaczało poważne kłopoty. Może nawet śmierć. Najpierw zamieszkaliśmy w ośrodku dla uchodźców. Złożyliśmy wniosek o azyl, co dało nam trochę czasu. Ukończyłam szkołę średnią i złożyłam dokumenty konieczne do przyjęcia na studia. Teoretycznie nie mogłam się na nie dostać, ale w liście napisałam, że nie czuję już przynależności do kraju, z którego pochodzę, moim domem jest Norwegia i to jedyne miejsce, w którym mogę studiować. I tak znalazłam się na Uniwersytecie.
Jak Cię traktowano? Czy w norweskim społeczeństwie, w którym rośnie niechęć wobec imigrantów, odczuwałaś wsparcie, czy też spotykałaś się z prześladowaniami?
Nie wszyscy moi znajomi wiedzieli o tym, że jestem tu nielegalnie. Dla większości byłam po prostu zwykłą studentką. Nie zwracałam niczyjej uwagi, w Norwegii mnóstwo jest imigrantów z różnych krajów. Zresztą nawet z najbliższymi przyjaciółmi, którzy znali mój sekret, raczej o tym nie rozmawiałam. Moje życie, moje studia, mój wolontariat przy organizacji festiwali muzycznych definiowały mnie w znacznie większym stopniu niż mój brak papierów. Nawet po tym, jak moja sprawa stała się publiczna, reakcje Norwegów były w zdecydowanej większości pozytywne. Nie dotyczyło to niestety wszystkich polityków, ale nawet ci niechętni raczej respektowali wsparcie, jakiego udzielili mi Norwegowie.
Skąd pseudonim Maria Amelie?
Maria Amelie to nie pseudonim, czy heteronim. To moje nowe nazwisko. Wybrałam je świadomie; dawne przywoływało zbyt wiele złych wspomnień. To po prostu nie byłam ja. Wybrałam Amelie z powodu pewnego przyjaciela, który odebrał sobie życie wiele lat temu. Nazywał mnie tak, bo przypominałam mu bohaterkę słynnego francuskiego filmu o tym tytule.
Jakie są największe problemy, z którymi musi zmierzyć się nielegalny imigrant w Norwegii?
Myślę, że najpoważniejszym problemem jest brak uznania praw dzieci. Wiele jest takich dzieci jak ja – nasi rodzice uciekli do Norwegii zabierając nas ze sobą, co przecież nie wiązało sę z naszą zgodą, a potem spotykają się z odrzuceniem. Proces rozpatrywania wniosku o azyl często trwa latami. Dla dziecka lata płyną szybciej niż dla dorosłego. Kiedy jesteś w pełni zintegrowany z tutejszym społeczeństwem, mówisz po norwesku lepiej niż w rodzimym języku, dlaczego masz być wyrzucany z kraju, który jest już de facto twoją ojczyzną? Dlaczego masz być karany za coś, co zrobili twoi rodzice?
Po Twoim aresztowaniu w Norwegii rozpętała się medialna burza. Jak się z tym czułaś? Czy myślisz, że Twój przypadek zmieni cokolwiek w sytuacji imigrantów, którzy w przyszłości podzielą Twój los?
Myślę, że to błąd nazywać tę sytuację burzą medialną. Do mojego aresztowania doszło w absurdalny sposób. Wielu ludzi poczuło się zszokowanych zachowaniem policji. A ponieważ mój przypadek był pierwszym głośnym medialnie w podobnej sprawie, dopiero wtedy dowiedzieli się, że to standardowa procedura w traktowaniu imigrantów w Norwegii. Wtedy wybuchła złość, w całym kraju pojawiły się protesty przeciw tej niesprawiedliwości. Czy to cokolwiek zmieni? Cóż, Norwegowie przynajmniej dowiedzieli się, co to znaczy być „nielegalnym”. Zanim moja książka została opublikowana, wielu ludzi nie miało pojęcia, że to w ogóle możliwe. Że „nielegalni” to nie żadni kryminaliści, ale zwykłe ludzkie istoty. Dzień aresztowania wspominam jako bardzo zimny i smutny, ale też na swój sposób wspaniały. Wspierali mnie nie tylko mój chłopak i moi przyjaciele, wspierała mnie też cała Norwegia.
Po Twojej deportacji do Rosji grupa islandzkich polityków zaproponowała nadanie Ci obywatelstwa Islandii. Czy chciałabyś skorzystać z tej możliwości?
Tak, jeśli rzeczywiście okaże się to możliwe. W Norwegii musiałyby minąć lata, zanim mogłabym aplikować o obywatelstwo.
Wielokrotnie mówiłaś, że czujesz się Norweżką. Czy to się zmieniło po tym, jak Twój kraj Cię potraktował?
Zawsze powtarzam, że obchodzą mnie ludzie, nie polityka. Wciąż jestem pełna wiary w norweskie społeczeństwo, a zwłaszcza w ich naiwną, ale prawdziwą nadzieję na zwycięstwo idei praw człowieka i w ich brak politycznej bierności. To czyni to społeczeństwo wyjątkowym. Jestem dumna, że mogę współtworzyć ten idealizm.
Sztuka może naprawdę zmieniać świat. Co chciałaś zmienić swoją książką?
Kiedy napisałam „Nielegalną Norweżkę”, pomyślałam, że jeśli choć 10 osób przeczyta tę książkę i spojrzy na świat inaczej niż dotąd, osiągnę swój cel. Nie chodzi mi o wielkie zmiany ogarniające cały świat. Najważniejsze są zmiany pozornie niewielkie, zyskanie prawdziwego oglądu ludzkiego losu w codziennych zmaganiach z życiem.