Claudia Schmölders, Twarz Hitlera. Biografia fizjonomiczna, tłum. Marek Chojnacki, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2010.
Tytułowa twarz w ujęciu Schmölders zdecydowanie wykracza poza fizjonomikę dyktatora. Twarz Hitlera to coś więcej niż charakterystyczny wąsik i gładko zaczasane za długie włosy. To przede wszystkim ściśle kontrolowana przez autokratę maska wykreowanych gestów, sposób przemawiania, konstruowania przemówień i kronik filmowych, fotograficznych portretów. Ale teza o manipulacji własnym wizerunkiem, aby osiągnąć określone cele (tak, jak zawsze chodzi o rząd dusz) nie jest niczym szczególnie odkrywczym. Na szczęście Schmölders idzie dalej, nie zatrzymuje się na tym, co dość oczywiste. Stawia tezę, że nie tylko sam Hilter stworzył maskę Hitlera. Autorka pokazuje rzecz fenomenalną. Że maska ta zaczęła kształtować się dziesiątki lat przed faktycznym objęciem władzy w Rzeszy przez Austriaka. Schmölders przeprowadza swą tezę tak sprytnie, że właściwie można dojść do wniosku, że jeśliby nie Hitler, ktoś o innym nazwisku musiałby wręcz nałożyć przygotowywaną latami maskę... Choć zalążki tego procesu dostrzega Schmölders ponad sto lat wcześniej, kiedy to Lavater ogłosił zasady fizjonomiki, pseudonauki bardzo popularnej w I połowie XX wieku w Rzeszy, jego kulminacja przypada na czasy tuż po przegranej przez Niemcy I wojnie światowej. Na skutek traktatu wersalskiego Niemcy utraciły około 15% znaczącego z punktu widzenia gospodarki terytorium (Alzację, Lotaryngię, Górny Śląsk). Przegrana wojny oraz utrata ziemi została odebrana za powszechną utratę twarzy przez naród niemiecki. Próbowano to sobie rekompensować w następnych latach np. tworząc narodowe galerie portetów wielkich Niemców - artystów, polityków. Wydawano albumy ze zdjęciami wyidealizowanych masek pośmiertnych wybitnych przedstawicieli kultury, nauki, życia społecznego, które każdorazowo okazywały się sukcesami wydawniczymi. Próbowano odzyskać twarz, przybierając którąś z masek chwalebnej przeszłości. Czasy po I wojnie światowej to również czasy typizacji - zgodnie z pseudonaukami Lavatera. Ogromną popularnością cieszył się w dwudziestoleciu międzywojennym w Rzeszy album Augusta Sandera, w którym portrety konkretnych osób stawały się „twarzami” określonych grup czy klas społecznych. Nietrudno się domyślić, dokąd może prowadzić takie myślenie... Stąd już krok do uznania, że dana „rasa” ma takie a nie inne oczy, rysy, podbródek, kolor włosów, takie a nie inne cechy charakteru predystynujące ją do określonych celów... Na tak przygotowanych latami fundamentach, Adolf Hitler, głosząc sny o potędze, mógł przybrać maskę “twarzy Niemiec” i stać się jej personalizacją. W jaki sposób jednak twarz tak doskonale nienordycka - pyta Schmölders - mogła stać się twarzą narodu niemieckiego? Odpowiadając na to pytanie autorka stawia kolejne: czym dla przeciętnego Niemca była twarz Hitlera? jak ją widział? Kluczowy dla odpowiedzi na to pytanie jest rozdział o wiele mówiącym tytule: Niewidzialny mówca. Samą twarz dyktator pokazywał i reprodukował stosunkowo rzadko, jak wynika z analizy Schmölders. Kroniki filmowe skupiały się na głosie dyktatora, pod który podłożony był obraz maszerujących wojsk, wiwatujących tłumów, mas. Właściwa twarz Hitlera usunięta była w cień. Dopiero w latach powojennych sami uczyniliśmy z niej coś na kształt ikony a rebours. Przeciętny Niemiec w latach 30. XX wieku zamiast konkretnej twarzy przywódcy widział masy, symbolizujące powrót utraconej potęgi.
Świetnie tę ideę oddaje okładka książki. Duże zdjęcie dyktatora, zbliżenie na jego rękę złożoną na piersi w geście przysięgi czy hołdu. Na rękawie munduru widać fragment opaski z symbolem swastyki. Sama twarz Hitlera jest jednak ucięta tuż nad podbródkiem. Adolf Hitler jest na tej fotografii przedstawiony zgodnie z prowadzoną przez siebie polityką kreacji własnego wizerunku - jest uosobionym gestem, symbolem. A twarz? Każdy może dokleić własną. Idąc dalej w tej interpretacji - twarz każdego Niemca, który opowie się po stronie reprezentowanych przez Hiltera symboli - może stać się nową, pełną godności twarzą narodu niemieckiego. Kusząca perspektywa.
Książka Schmölders to wnikliwa, dogłębna, oparta na źródłach, fascynująca - i przerażająca zarazem lektura - po której, trzeba zadać sobie pytanie: czyje maski tworzą się na naszych oczach? Kogo tworzą idee, w których mniej lub bardziej świadomie się obracamy? Schmölders nie pozostawia nadziei - przyjdzie dzień, w którym ktoś wykorzysta nasze słabości, obsesje, lęki, poczucie wstydu i winy, nasze traumy. Zbuduje z nich maskę, która zleje się z jego twarzą.