WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Pod gołym niebem

 

Renata Rusnak: „Bez Oznak Mysteckoho Żyttia” (Bez Stałego Miejsca Tworzenia)*  to wystawa cyklu twoich fotografii przedstawiających znanych ukraińskich pisarzy ucharakteryzowanych na bezdomnych. Fotografie te publikujesz również w czasopiśmie „Prosto neba” (Pod gołym niebem). Chciałabym wrócić do początku i zapytać o czasopismo – skąd się wzięło, kto je wymyślił?
Rostysław Szpuk: „Prosto neba” zostało założone dokładnie dwa lata temu przez grupę lwowskich zapaleńców z Marianą Suchą na czele. Ogólną ideę stworzenia charytatywnego „bezdomnego” czasopisma zaimportowano z Europy, a jego wydawanie  wzięła na siebie lwowsko-wynnykiwska Wspólnota Wzajemnej Pomocy „Oselia” (Osada). Sam projekt „Bez Stałego Miejsca Tworzenia”, wymyślony specjalnie dla tego pisma przez poetę Hrycka Semenczuka, zaczął żyć swoim własnym życiem w postaci wystawy fotograficznej „ЗОО-milimetrowe kino”, pokazywanej co jakiś czas w różnych galeriach, i na stałe w Internecie. Samą wystawę montuję z czterech ujęć na trzystumilimetrowej taśmie, przez co przypomina kadry filmowe.

Kiedy wobec tego odbyła się pierwsza taka wystawa i jak przygotowujesz same sesje? 
Pierwsza odbyła się w zeszłym roku w Iwano-Frankiwsku, w galerii „Marginesy”. Do każdego numeru robię osobną sesję z jednym tylko bohaterem. Do pisma trafia wybrana część zdjęć, inne można zobaczyć na wystawach, a całość chyba tylko w internecie.

Kto był bohaterem tych sesji, poza pisarzami oczywiście? Czy angażowałeś jakąś ekipę ludzi, których nie widzimy na zdjęciach?
Jak na razie do projektu B.O.M.Ż. pozowali pisarze Taras Prochaśko, Jurko Izdryk, Sofijka Andruchowycz, Wołodymyr Jeszkilew i Jurij Andruchowycz, oraz artysta Myrosław Jaremak i legenda ruchu iwano-frankiwskiego, producent zespołu Perkałaba i guru – Oleh Hnatiw. Wszyscy wykazali się talentem aktorskim i chętnie przyjmowali niespodziewane role i pozy, co wcale nie było trudne, bo pisarze posiadają swoiste doświadczenie wewnętrznego aktorstwa: tworząc wymyślony obraz, kreślą psychologiczne projekty postaci, a w efekcie przeżywają bogactwo rozmaitych ról. Nie bez powodu Bukowski pisał, że to właśnie poeci ponoszą odpowiedzialność za zbliżenie bram piekieł do granic miejskiej zabudowy. Najtrudniejsze w tych sesjach jest zawsze podjęcie decyzji i skrzyknięcie się razem, bo wszyscy jesteśmy ludźmi dość zajętymi. Później zaczyna się już sztuka jednego aktora, do której ja dobieram scenografię, dekoracje i rekwizyty. W ten sposób otrzymaliśmy galerię dość naturalnie wyglądających bezdomnych, „VIP-bezdomnych rangi państwowej”. Innych ludzi ani w kadr, ani w sam proces twórczy nie wciągamy, robimy monosesje, teatr jednego aktora właśnie. Z wyjątkiem może Sofijki Andruchowycz, która musiała wymykać się, aby nakarmić dziecko. Na potrzeby projektu B.O.M.Ż fotografowałem również wielu bezdomnych ludzi, psy, a nawet bezdomne budynki.

Cały ten projekt fotografowania znanych ludzi w nie swoich życiach jest bardzo ciekawy i jednocześnie intrygujący, domyślam się, że miałeś jakieś przygody związane z sesjami czy zachowaniem samych bohaterów? 
Właściwie wszyscy, choć każdy w inny sposób, pokazali się jak artyści, pozbawieni wszelkich kompleksów performerzy. I choć do wszystkich sesji wybierałem odludne miejsca, to okazywało się, że było to bardziej potrzebne dla mojego niż ich komfortu. Nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Natomiast wszystkim udało się wyzbyć własnego narcyzmu i autorytaryzmu właściwych osobom aktywnym twórczo, woli wpływania na ogólny pomysł, rekwizyty czy fabułę fotografowania. Wykazywali się maksymalnym zaufaniem i gotowością współpracy.

Miałeś okazję zbliżyć się do znanych ci przecież prywatnie ludzi sztuki, którzy na co dzień dbają o swój imidż, w nietypowych dla nich sytuacjach. Czy możesz zdradzić jakieś ich sekrety?  Czy próbowali coś ukryć, czegoś nie chcieli odsłonić, jakieś role odgrywali najchętniej?
W przypadku sesji z Jurijem Andruchowyczem, starałem się nadać jej fabule pewnej aforystyczności, co zdawało się odpowiadać stylowi jego życia i twórczości. Jego bohater usiłował sprzedać zgraję maleńkich kundelków jako dalmatyńczyki, więc domalowywał im łaty. Szczenięta w pełni i bez cienia strachu poddały się temu zabiegowi. Bo Andruchowycz jest obdarzony szczególnym magnetyzmem, przez co w życiu prywatnym  jest nie mniej ciekawy niż na papierze - ma niezwykłą pamięć, robi wrażenie erudycją, którą wirtuozersko wykorzystuje w rozmowach. 

Bohaterem innej sesji był Oleh Hnatiw, niepiszący pisarz „entropista”, filozof i działacz „antyspołeczny”, inicjator i realizator wielu głośnych (dosłownie i w przenośni) projektów  kulturalnych, z legendarną grupą muzyczną Parkałaba na czele. Oleh wcielił się w rolę zdziecinniałego bezdomnego, bawiącego się na pustych placach zabaw i w piaskownicach. Motywem przewodnim był cytat z poety Wadyma Kowala: „W piaskownicy bawią się dzieci. Ostrożnie! Będą z nich ludzie”. Jak na bezdomnego miał jednak za duży brzuch, co dodatkowo podkreślało przyciasne ubranie. Teraz musimy tłumaczyć, że ma za duży brzuch nie dlatego, że za dużo je, ale dlatego, że długo trzyma w sobie jedzenie …

Cudownie za to wczuł się w rolę Wołodia Jeszkilew, który najbardziej ze wszystkich odszedł od swojego wizerunku sarkastycznego „bohatera kultury” i zagrał bardzo samotnego smutnego mężczyznę. Przy czym tak wszedł w rolę, że poszedł do domu w moich domowych pantoflach, nie zwracając wcale uwagi na wczesnowiosenną aurę za oknami.

Część kadrów z pięknotką Sofijką Andruchowycz zrobiliśmy w półprzeźroczystej sukience, praktycznie toples, czym moglibyśmy zapoczątkować wydanie bezdomnej wersji Playboya. Potem ten wątek rozwinąłem w osobnej sesji fotograficznej nagiego Izdryka (już nie dla projektu BOMŻ), przed którą w czasie Wielkiego Postu Jurko niezwykle schudł, co dodatkowo pozwoliło wyeksponować jego nadzwyczajnie śmiałą plastykę, nie tylko intelektu, ale i ciała.

Jaki jest zasięg projektu i gdzie właściwie jest realizowany? Mam tu na myśli nie tylko samą wystawę, fotografowanie, ale i czasopismo jako takie i ogólne działania z nim związane.
Pismo ma nakład dwóch tysięcy egzemplarzy, ale zasięg jego kolportażu stale wzrasta. Poza tym, pisują do niego znakomici ukraińscy pisarze, Izdryk nazwał je nawet nowoczesnym „Czetwerhem”. We Lwowie powstały stacjonarne punkty sprzedaży tego pisma przez bezdomnych, w których mogą również zwrócić się po pomoc. Sama wspólnota Oselia stara się wpływać na poprawę sytuacji bezdomnych, dla których organizuje noclegownie i bezpłatne posiłki.

Sądzisz, że działalność czasopisma komuś rzeczywiście coś daje, w czymś pomaga i że ma ono szanse na dalszy rozwój?
Projekt nie ma określonych ram czasowych, choć póki co, na szczęście się rozwija. Właśnie kilka dni temu w lwowskiej galerii Dzyga odbyła się prezentacja nowego, dziesiątego już numeru, której towarzyszyła wystawa B.O.M.Ż. Pismo ma charakter kulturalno-artystyczny i jednocześnie społeczno-informacyjny. Oprócz przekazywania wiadomości o zagadnieniu bezdomności i sytuacji samych bezdomnych, zawiera konkretny element pomocy: kolportowany jest przez bezdomnych, którzy połowę otrzymanych pieniędzy zatrzymują dla siebie.

Rozumiem ze wstępu do twojej wystawy, że trochę zanurkowałeś w życie bezdomnych. Jakaś refleksja na koniec odnośnie projektu?
Czasopismo „Prosto neba” staje się coraz lepsze, a ostatni numer nawet „wyelegantniał”. Mamy nadzieję, że problem bezdomności będzie się rozwijać odwrotnie proporcjonalnie, to znaczy będzie zanikać – jeśli tylko dzięki nowej otwarcie antyukraińskiej władzy,  wszyscy Ukraińcy nie staną się wkrótce na powrót narodem bezdomnym. Wybór tych ludzi dowiódł, że brak nam samozachowawczego instynktu narodowego, przez co Ukraina jest krajem faktycznie wydziedziczonym, pozbawionym pamięci, a wskutek tego i „brzemienia” godności. Każdy rząd przekazuje kraj kolejnemu jak odpadki ze stołu. A naród nieustannie „cierpi” z powodu jakiejś perspektywy, którą potem ktoś zmienia jako nieaktualną i nieperspektywiczną, zaś poprzednie „cierpienie” ogłasza próżnym i jak lekarz „przepisuje” kolejne cierpienie na nową, bardziej perspektywiczną perspektywę.


[*Polskiemu czytelnikowi należy się przypis od tłumacza, który szczerze wyznaje, iż poległ na polu bitwy. Projekt Szpuka nosi tytuł B.O.M.Ż., rozszyfrowywany przez niego jako „Bez Oznak Mysteckoho Żyttia” - bez cech artystycznego życia. Sam skrót pochodzi od rosyjskiego, urzędowego określenia osoby bezdomnej  „Biez Opriedielonnogo Miesta Żytielstwa” - bez określonego miejsca zamieszkania, nigdzie nie zameldowanej. Skrót przyjął się jeszcze w czasach Związku Radzieckiego we wszystkich republikach i używany jest jako zwykły rzeczownik, odmieniający się bomż, bomża, bomżom, a oznaczający bezdomnego, potocznie używany jest również jako pogardliwe i obraźliwe określenie włóczęgów i żebraków].

Tłumaczenie: Renata Rusnak
Do góry
Drukuj
Mail

Rusnak Renata [autor]

RENATA RUSNAK (1974, Polska) - ukrainistka, tłumaczka. Przekładała prozę m. in. Tarasa Prochaśki, Natalki Śniadanko, Jurija Andruchowycza, Serhija Żadana i Lubki Deresza.