WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Puste pokoje. Dwie krótkie historie
Kolja Mensing: Puste pokoje. Dwie krótkie historie (2005)
Przekład: Ryszard Wojnakowski

PAPIER

Przypuszczalnie wszystko zaczęło się w czerwcu, w czwartek wieczorem. Przesiedzieli wtedy razem w salonie kilka godzin, oglądając telewizję. Ona wyrażała się lakonicznie, ale i on po długim dniu w biurze nie był szczególnie rozmowny. Tuż po dziesiątej wstała i wzięła z garderoby swoją kurtkę.
- Potrzebuję trochę świeżego powietrza – oświadczyła i nie czekając na odpowiedź, zamknęła za sobą drzwi mieszkania.

Później mówił, że nie zaniepokoiło go to, kiedy minęła północ, a ona jeszcze nie wróciła. W pobliżu mieszkała jej przyjaciółka, do której niekiedy zaglądała wieczorami i zapominała o upływie czasu. Poszedł więc spać.

Dopiero kiedy obudził się następnego ranka, a łóżko obok niego było nietknięte, zaczął się martwić. Włączył komórkę, ale nie było wiadomości od niej. Zaczął szukać numeru tej przyjaciółki, ale zanim znalazł, usłyszał zgrzyt klucza w drzwiach.
- Już nie śpisz – powiedziała, kiedy zziębnięta popatrzyła na niego zmęczonymi oczami. Na długo miało to pozostać ostatnim zdaniem, z jakim zwróciła się do niego.

Poznali się przed sześciu laty w małym mieście w południowych Niemczech. Został tam wysłany przez producenta z Berlina, żeby nakręcić na miejscu zdjęcia, a ona pracowała w recepcji hotelu, w którym się zatrzymał.

Kiedy skończył tam pracę i wrócił do Berlina, pojechała z nim. Na początek poszukali większego mieszkania, potem ona znowu podjęła pracę w hotelu i od tej pory widywano ich tylko razem.

Była młodsza od niego, o dziesięć lat, a może nawet więcej. Każdy ją lubił od pierwszego wejrzenia i dopiero potem, kiedy wszystko się skończyło, pojawiał się we wspomnieniach ten czy inny wieczór, kiedy jej spokojny uśmiech zamierał w środku rozmowy, a dziecięce rysy twarzy wydawały się nagle twarde i prawie niesamowite.

Kiedy wszystko się skończyło, opowiadał, że nigdy się nie kłócili. Do samego końca. Wtedy w czerwcu po prostu przestała z nim rozmawiać. Już na pytanie, gdzie spędziła noc, odpowiedziała jedynie wzruszeniem ramion. Tamtego ranka zniknęła bez słowa w łazience, a kiedy on wychodził z domu, ona leżała już w łóżku i spała mocnym snem. Wieczorem ponownie próbował z nią porozmawiać, ale nie odezwała się, tylko poszła do sypialni i włączyła mały telewizor, stojący w meblościance naprzeciw łóżka. Usiadł więc w salonie na sofie, a gdy usłyszał, że poszła do łazienki, odczekał jeszcze dobre pół godziny, zanim rozebrał się po ciemku i ostrożnie położył się obok niej na swojej połówce podwójnego łóżka. Długo nie mógł zasnąć, wsłuchując się w jej miarowy oddech.

Tak spędzali wieczory przez następne tygodnie, od czasu do czasu ona wychodziła bez słowa z mieszkania i nie wracała na noc. Nie próbował już z nią rozmawiać.

- Ma kogoś innego – powiedział do niego M., kiedy we trzech spotkaliśmy się na piwie. – Wcześniej czy później musi się wyprowadzić.
- Może potrzebuje czasu – zauważył.
Potem zmienił temat, a w końcu przestaliśmy go o nią zagadywać.

Później okazało się, że spędzili w tym mieszkaniu jeszcze ponad trzy miesiące, nie zamieniwszy ze sobą ani słowa. Może trwałoby to jeszcze dłużej, ale w końcu ona przerwała milczenie.
- Dograło się z mieszkaniem – oświadczyła pewnego wieczora.
- To dobrze – odparł, a zabrzmiało to tak, jakby już od dawna rozmawiali o jej wyprowadzce.

Gdy dwa tygodnie później wrócił z biura, nie było jej mebli, jej ubrań ani przenośnego telewizora, który stał w sypialni. Zostawiła dla niego karteczkę na stole kuchennym. „Dla Ciebie zawsze jestem”, napisała pod numerem telefonu. „Zadzwoń, gdy będziesz mnie potrzebował”. Przymocował karteczkę magnesem na lodówce, tuż obok jej zdjęcia.

- Ona kpi sobie z ciebie – powiedział M., kiedy zobaczył karteczkę.
Było już dawno po jej wyprowadzce, kiedy pomogliśmy mu rozdzielić wspaniałomyślnie pozostałe w mieszkaniu meble na trzy pokoje.
Pokręcił głową.
- Może to wszystko było tylko wielkim nieporozumieniem.
- To zadzwoń do niej.
- Nie – odpowiedział, a gdy następnym razem byliśmy u niego, karteczka i zdjęcie zniknęły.
Nigdy więcej już o niej nie słyszał.
 
PIWO

Pierwszy właściwie powinien umrzeć gruby. Latem, kiedy razem z Achimem i idiotą w popsutych okularach siedział na ławce przed domem i wszyscy trzej już w południe opróżniali pierwsze butelki, ciągle ocierał pot z czoła brudną chusteczką do nosa, a gdy czasem wstawał, żeby pójść się odlać za walącą się szopą na podwórzu, stękał tak głośno, że można było pomyśleć, iż nie dożyje końca dnia.

Achim trzymał się znacznie lepiej. Wieczorami w dalszym ciągu sam wchodził po schodach, a następnego ranka bądź co bądź na tyle był w formie, że skarżył mi się na hałas w moim mieszkaniu. Z początku jeszcze nieśmiało oponowałem, ostatecznie siedziałem tylko przy biurku i czasami szedłem do kuchni, żeby zrobić sobie kawy. Gdy jednak zauważyłem, że następnego dnia i tak zapominał o naszych rozmowach, pozdrawiałem go tylko uprzejmym skinieniem i możliwie jak najszybciej przeciskałem się obok niego w klatce schodowej.

Achim był w połowie piątego krzyżyka i był bezrobotny, dokładnie tak samo jak gruby i idiota w popsutych okularach. Kiedyś opowiadał mi, że dawniej wszystko układało się lepiej w jego życiu. Uwierzyłem mu od razu.

A. poznałem parę tygodni po tym, jak wprowadziłem się do tego małego mieszkania, gdzie nie wstając od biurka, mogłem przyglądać się podczas picia Achimowi, grubemu i idiocie w okularach. Przez jakiś czas świat składał się jedynie z kasztana, którego ciemne zarysy oglądaliśmy w nocy z łóżka przez okno, a kiedy w końcu znów wyłoniły się stopniowo kontury codzienności, zrobiła się jesień.

Achim i jego przyjaciele nie siedzieli już na ławce przed domem, tylko spędzali popołudnia w jego mieszkaniu, wieczorami zaś słychać było czasem, jak chwiejnym krokiem schodzą na dół. Zimny dym papierosowy wspinał się po klatce schodowej i wciskał do mnie przez szczelinę pod drzwiami. Potem słychać było tylko cicho telewizor. Wyobrażałem sobie, że Achim prawdopodobnie zasypia na sofie z ostatnią puszką piwa w ręku, a tymczasem gruby i idiota w okularach wzajemnie się podpierają w drodze do swoich mieszkań.

Pewnego wieczora, to musiał być piątek, A. i ja późno wróciliśmy do domu i po raz pierwszy, odkąd się znaliśmy, czuć było między nami pewne napięcie. Nie kłóciliśmy się, nagle ogarnął nas raczej swego rodzaju strach, bo tego wieczora jakoś nie chciała zagościć w nas lekkość, która towarzyszyła nam w ostatnich tygodniach. Uśmiech bladł, poszczególne słowa brzmiały fałszywie, a przelotny pocałunek i parę kieliszków wina jeszcze pogorszyło sprawę. Mieliśmy nadzieję, że odnajdziemy się przynajmniej między prześcieradłami. Ale strach nie opuścił nas nawet w łóżku i kiedy potem leżeliśmy bez słowa obok siebie, słuchaliśmy pomrukiwania telewizora z mieszkania pod nami, aż w końcu zasnęliśmy.

Gdy nazajutrz wychodziliśmy razem z domu, może rzeczywiście nie zwróciliśmy uwagi na to, że telewizor w mieszkaniu Achima gra w dalszym ciągu. A. musiała iść do pracy, ja miałem jakieś ważne spotkanie. Późnym popołudniem, kiedy wróciłem do domu, przed drzwiami Achima stał idiota w popsutych okularach.
- Nie otwiera – powiedział.

Wzruszyłem tylko ramionami. Pamiętałem, że kiedyś w lecie musiałem słuchać godzinami ryków jego i grubasa, bo Achim zaspał i nie zszedł do nich w porę.
Popatrzył na mnie przez popękane szkła okularów i pokazał na drzwi.
- Telewizor gra.

Teraz i ja usłyszałem. Wziąłem idiotę w popsutych okularach do siebie. W czasie gdy dzwoniłem na policję, on otworzył sobie puszkę piwa przy stole kuchennym, miał przy sobie pełną reklamówkę. Zanim przyjechał patrol, upłynęło prawie pół godziny, idiota w popsutych okularach zrywał się co jakiś czas i biegał tam i z powrotem po mojej małej kuchni.

- Miejmy nadzieję, że nic mu się nie stało – wyjąkał i próbował namówić mnie, żebym i ja otworzył sobie piwo, jakby w ten sposób dało się zapobiec najgorszemu.
W końcu, gdy zdążył opróżnić drugą puszkę, lecz denerwował się coraz bardziej, usłyszeliśmy, jak wyłamano drzwi do mieszkania Achima. Najwidoczniej miał całkiem dobry zamek.

- Nie żyje – oznajmił policjant, który wkrótce potem stanął w mojej kuchni. – Znał go pan?
Pokręciłem głową i wskazałem na idiotę w okularach, który zmieszany spoglądał to na mnie, to na policjanta.
- Ale on – powiedziałem. – Oprócz tego jest jeszcze gruby.

Wieczorem przyszła po mnie A. Milczeliśmy, zstępując po schodach i mijając drzwi prowizorycznie zabite deskami. Kasztan na podwórzu stracił prawie wszystkie liście, a w niespełna miesiąc później poszukaliśmy sobie mieszkania dla nas dwojga, zaledwie parę ulic dalej. Nigdy nie rozmawialiśmy o nocy, kiedy umarł Achim.

Czasami widywałem jednak grubego i idiotę w okularach. Znaleźli sobie inną ławkę na skraju placu zabaw.
Do góry
Drukuj
Mail

Mensing Kolja [autor]

KOLJA MENSING (1971, Niemcy) - studiował politologię i historię w Oldenburgu i Münster. Po studiach przeprowadził się do Berlina, gdzie od 1995 pracuje jako dziennikarz, pisarz i twórca filmów. Pisał m.in. dla "taz", "Tagesspiegel", "Berliner Zeitung" i "FAZ". Wraz z Florianem Thalhoferem stworzył interaktywny film 13ter Stock. Geschichten aus dem Hochhaus, za który został w 2006 na 19-ej Zimie Filmowej w Stuttgarcie nagrodzony Nagrodą IBM za Nowe Media. Również we współpracy z Florianem Thalhoferem stworzył drugi interaktywny film 13terShop. Ein Korsakow-Film. Stypendysta programu Homines Urbani w roku 2005.www.deadletters.defot. Emilia Socha