Angelus
U prządniczki siedzą jak anioł dziewczęta
Coś tam sobie przędą Nikt nic nie pamięta
Głos ułana słychać Stukanie za oknem
Wpuść mnie moja miła Nawet Cię nie dotknę
U pana doktora krew fartuch zaplami
Niby taka chora, a fika nogami
Będzie za nim biegła Na sień Do ogrodu
Nawet i do piekła Ale bez powodu
Będzie znajdywała Nigdy nie samego
Nie będzie się śmiała Bo nie będzie z czego
U prządniczki siedzą Bo chcą miejsko-wiejską
Powieść skonstruować mitteleuropejską
Wciąż za mało gwałtów, pożogi, aborcji
Jakbyś tak od rautów nie mógł dostać torsji
Naród czeka
(Drugi wiersz) dla Marcina Sendeckiego
Pisz wiersze, naród czeka. Pewnie wyda mu się,
że mamy romans. Przerobiliśmy jednak przedwczoraj
w pociągu pośpiesznym lekcję „Przeminęło z wiatrem”,
i nie mamy romansów. My mamy historię.
Jest nowa. Nieśmigana. I nie mam w niej szansy
patrzeć na Ciebie, kiedy piszesz teksty do swego
Tygodnika. Ale go zakupię.
Chciałeś pić sam w hotelu, piłeś sam w hotelu. W ogóle
w grę nie wchodzi przymus bezpośredni.
Tak bardzo bym Ci chciała opowiedzieć o tym, co się nie
wydarzyło, lub że nie pamiętam. Ale się boję, że zostanę
przez to potraktowana jak pisarka klasy B, lub C.
Rezydencja surykatek
DF
To był naprawdę dynamiczny wieczór i cały bar pogrywał w Czar Par.
Mój ukochany niczego już nie czuł, jego gitary zapomniały tang.
Pod lodem baraszkował pstrąg z odsieczą, i było jasne, że nie będzie braw.
Jakbym coś przeczuwała, płynąc pod powierzchnią niezwykle
zgrabnych literacko kłamstw.
Rozpękało się piekło, rozpętał się dancing. Ktoś mi pokazał alarmowe
drzwi.
Starzy znajomi byli dziwnie straszni. Chciałam coś wypić. Nie było już
z kim.
Poszliśmy na pięterko. Ona powiedziała: schody, skręć w prawo,
skręć w lewo skręć kark.
Coś się obyło bez pośpiechu zresztą i bez trzepotu przemarzniętych warg.
Mój ukochany poszedł zwijać kable, i wtedy nagle napadła mnie myśl,
że zawsze się skończyło.
Nie umiałam wyjść. Wychodząc, zdjęłam plakat z nietwarzowym foto.
Wiozłam go w torbie pełnej ulotek i pism.