Ciocia w operetce
Szybko w kaloszach dokoła bloku
z parasolką o sprawdzonej
rączce z drzewa różanego
idzie ramię w ramię pod rękę
ciocia ze swym kawalerem
w domu, w różnych skrzynkach na listy
drobne upominki, przy czym
zimny niedopałek wędruje
z jednego kącika ust i do drugiego
powietrze z sykiem uchodzi z dętki
mój Boże, toż to była żmija
albo grzechotnica, niech pokutuje, niech pełza
mój nowy rower, znów zdezelowany
i skrzynka na listy, zardzewiała blacha
obrywa od cioci parasolką
zaskoczenie, choć zawsze
jej aparat słuchowy jest zepsuty
nagle działa bez zarzutu, milicja
puka do drzwi jej mieszkania
Angielskie pozdrowienie
Pochodzę stamtąd, gdzie z żył
do filtru pralki kapie chlorowodór
jadę w tamto miejsce i widzę
topór nadal tkwi w czaszce, pogrążony w myślach
kuca mężczyzna, płat mózgu kobiety
smakołyki od rzeźnika
"Oto ja, służebnica Pańska..."
rzekła ciocia podczas pijaństwa
wujcio się gapi na krew
i słyszę że grucha jak w bajce
Wiatr wschodni – wiatr zachodni
Za pasem sitowia wypływa w morze
wlew mydlin, wraz z martwą falą
spłukuje lotny piasek w ławicę piachu
jałowizna, szafranowe
Morze Bałtyckie
odbija się z niego uśmiech mamuśki
socjalistyczne złoto, jej zęby
na straconej pozycji
kropki piegów, tańczące odpryski
złoto głupców
tatko liczy pieniądze w kieszeni spodni
przy okazji jedząc, a kiedy pije
Frycki krążą po Zatoce Ryskiej
z żaglem wydętym wiatrem od rufy
[tłumaczenie: Artur Kożuch]