WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Wiersze
listopad
 
leżę zasypany
liśćmi myśli
o tobie

w tym czasie ty
napełniasz sobie wannę

kąpiesz się w niej
nie rozebrawszy
nie zrzuciwszy nawet
płaszcza i butów

cięższe ubranie
jak plusz oblepia twoje ciało

pęczki palców marszczą się
jak przejrzałe winogrona

twoje włosy miękną
tak jak mięknie szept o północy
w uchu śpiącego

woda całuje cię w skronie
rozpuszczając cierpkie myśli

wydychasz całe powietrze
pragnąc wydmuchać
czarny kaganiec
strachu

wypuściwszy z wanny wodę
widzisz
rozmokłe liście
na dnie



odległość

sześcioskrzydłe słowa z twoich ust pokonują wieczność
                                                                                    naszej odległości
nie zrozumiesz dlaczego każdej nocy
siadam na rower i rozpędzam go do granicznej szybkości ciemności
nie poczujesz jak każdej nocy
wyjmuję swoje serce i kładę by się zagrzało pod księżycem

odległość chodzi po grzbietach psów łamiąc je jak spróchniałe deski
dystans między naszymi miastami gubi się w depresji nieba

nie powiesz
dlaczego każdej nocy moje myśli stają się suche jak światło

odległość pokonują tylko sześcioskrzydłe słowa

nie wierzysz w nie
jak grecy nie wierzyli w swoje centaury

zacząć iść sobie naprzeciw
                               znaczyłoby rozpędzić czarne anioły
zostać na miejscach
                              znaczyłoby stracić białe   



palę ubranie

srebrna łyżka księżyca błyśnie
w różowym kefirze chmur

palę swoje ubranie
jak zielnik
co nie może już przypominać jesieni

robione na drutach swetry
płoną chłodem

spłowiałe letnie ubranie
tli się ciepłem

skórzane rękawiczki
chwytają płomienie jak pęczki
żółtogorącej trawy

płonąca bejsbolówka
osłania niebo przed ogniem

z płaszcza
ścieka woda

marynarka,
siada w płomieniu
nie rozpiąwszy dolnego guzika

kieszonka koszulki
nie rozświetli się fotografią
która spłonęła jeszcze pół roku temu



***
 
moja twarz kamienieje
jak śnieg o północy

puścić ciebie
jak kulę

(helową w niebo
czy 
ołowianą w skroń?)

mechaniczny zegarek
mojego serca
spóźnia się

mój cień
idzie odrzucając
ciało



jabłka

widziałem jak
bezdomny anioł
z wypchaną torbą listonosza
malował złotem
renety

jabłka myśli padały
na noże słów
tryskając na wszystkie strony
niedojrzałością

jedno mi
udało się złapać
nierozcięte

nadgryzłszy
poczułem anyżowy
posmak snu

pocztowy anioł
poczciwie zostawił 
mi rozerwaną kopertę
pełną
jabłkowych pestek.


[tłumaczenie: Bohdan Zadura]
Do góry
Drukuj
Mail