Chmury nisko zwieszone pędzą po niebie, chcąc nadążyć za
prognozą pogody
która zakładała,
że tego dnia chmur nie będzie.
To już nie zima, ale ciągle jeszcze nie wiosna.
Warczy na wszystkich wiatr.
Gałęzie drzew, choć bezlistne chylą mu się nisko.
Patrzę, bo
w milczeniu – przeciw wszystkiemu w przestrzeni – szalone wrony
zanurzają się i odpływają.
Wolno, wbrew grawitacji i każdej inne ukierunkowanej sile.
Spokojnie jak w zwolnionym filmie.
Odcięte od praw tu panujących.
A ja,
właśnie teraz,
mam tłumaczyć fotosyntezę.
Rozlewam więc chlorofil do fiolek
i rozpaczam, że nie mogę nic powiedzieć.
Chichot Newtona zza okna –
dziś jest stanowczo za głośny.
Wiersz pochodzi z tomu „Atomy”, Wydawnictwo „Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2014.