WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Gombrowicz we właściwej cenie

Berliński Neukölln należy obecnie do bardzo modnych. W dzielnicy, która niedawno jeszcze była jedną z tych mniej popularnych, teraz chcą mieszkać wszyscy. W ostatnich latach ceny lokali poszybowały. Kto wie, być może dzisiaj nie udałoby się tutaj otworzyć świetnej polsko-niemieckiej księgarni? Wygląda jednak na to, że BuchBund mieszący się przy Sanderstrasse 8, bocznej od Kottbusser Damm, zdążył przed mieszkaniowym boomem.

Księgarz ma swoją pozycję

Jest sobota wczesne popołudnie. Zanim dotrę na miejsce, przemierzam ruchliwą i kolorową arterię tętniącą życiem. Centrum kulturalne dla Turków jest co prawda dzisiaj zamknięte, ale u fryzjera prowadzonego przez Afrykańczyków kłębi się tłum.

W księgarni czeka na mnie Marcin Piekoszewski. To on, wraz ze swoją żoną, Niną Mueller, prowadzi BuchBund.

Marcin od razu przechodzi do sedna sprawy.

- Ciekawe, czy w Polsce nadal funkcjonują szkoły księgarskie. W Niemczech jest to normalne. Często mnie pytają, czy jestem po szkole czy z doskoku.

- No właśnie. Jesteś po szkole? – dopytuję.

- Nie, nie jestem. Ale się nad tym zawsze zastanawiam, bo w Polsce księgarz to obecnie chyba ktoś, kto przekazuje książki od wydawnictwa poprzez hurtownie do klienta-czytelnika. Jest handlarzem. A w Niemczech księgarz ma swoją pozycję.

- To znaczy?

- Dam ci przykład. Co roku Niemiecka Izba Książki organizuje konkurs. Może przystąpić do niego każdy księgarz, a kryteriami są między innymi: ilość zatrudnionych pracowników, roczny utarg, współpraca z mniejszymi wydawnictwami, organizacja spotkań i debat. Na tej podstawie wyłania się zwycięzców i około 100 księgarń dostaje po 7 tysięcy euro, 15 - po 15 tys. euro i 5 - po 30 tys. euro. W sumie milion euro do podziału między księgarzami.

Nie tylko z wygody

Milion euro dla księgarzy? Imponująca suma, ale jeszcze bardziej zachwycające są kryteria. Niemiecki system, jak wyjaśnia Piekoszewski, zachęca do wsparcia małych wydawnictw czy tworzenia z księgarń centrów kulturowych.

- Wszyscy tu rozumieją, że liczy się wspólnota – mówi właściciel BuchBundu.

O swojej księgarni Piekoszewski mówi „dzielnicowa”. To kategoria w Polsce raczej mało czytelna. Co ona znaczy tu, w Berlinie?

- „Dzielnicowa”, bo ludzie z okolicy przychodzą do mnie zamawiać książki. Robią to nie tylko z wygody. Wiedzą, że jest tu wiele księgarń, które na tych zamówieniach zarabiają.

W Niemczech wciąż funkcjonuje mechanizm, dzięki któremu, jeśli złożysz zamówienie do godziny 17, to następnego dnia rano, od godziny 10, książka już na ciebie czeka. Dostarczyciel woluminów ma swoje klucze do księgarni i 8 czy o nawet 5 rano zostawia dostawę. Wszystko opiera się na solidności i zaufaniu.

Na tej samej zasadzie zaufać musiała Piekoszewskiemu właścicielka kamienicy, w której znajduje się BuchBund. Przekonał ją pomysł, choć wcześniej zgłosił się ktoś, kto chciał stworzyć knajpę oferującą ekskluzywne śniadania.

Ale na co komu drogie dania w kamienicy zamieszkałej przez skromnie uposażonych starszych ludzi? Księgarnia - to co innego. Dlatego w lokalu przez nią wynajmowanym można dziś dostać nie koreczki i suszi pp ppodawane z eko-jogurtem, tylko książki.

Ciągłość tradycji

Choć Marcin Piekoszewski nie ukończył szkoły księgarskiej, to ma za sobą doświadczenie w krakowskim Massolicie. Amerykańska księgarnia to wyjątek na mapie podwawelskich książnic. Od początku swojego istnienia funkcjonowała jako księgarnio-kawiarnia, odbywały się tam też debaty i dyskusje - nierzadko na zaangażowane politycznie tematy. Wiele spotkań dotyczyło historii kobiet czy sytuacji środowiska LGBT.

Ale Kraków dla Piekoszewskiego był najwyraźniej za mały. Porzucił Massolit, przeprowadził się do Berlina. Na początku zajmował się trochę dziennikarstwem. Pisał do „Wysokich Obcasów” i „Biuletynu Fotograficznego”. Trochę tłumaczył.

W końcu sam wpadł na pomysł otwarcia księgarni – niezwykłej, bo oferującej także polską literaturę.

- To było logiczne – wyjaśnia. W Berlinie żyje około 100 tys. Polaków. Do momentu otwarcia BuchBundu nie było od dawna tego typu księgarni.

Starsza Polonia berlińska pamięta jednak legendarną książnicę polsko-niemiecką prowadzoną przez Wojciech Drozdka: człowieka-instytucję. Do lokalu przy Placu Wagnera przyjeżdżał sam Adam Zagajewski. Drozdek miał też dobre kontakty z „Kulturą Paryską”.

Miejsce tętniło życiem.

Drozdek był też jednym z pierwszych gości, którzy odwiedzili lokal Marcina. Do BuchBundu zajrzał jeszcze przed oficjalnym otwarciem.

- Ciągłość tradycji jest bardzo ważna – stwierdza Piekoszewski.

Bogata oferta

BuchBund oficjalnie otworzył się w październiku 2011 roku i od początku miejsce cieszyło się dobrą opinią. Jedno z pierwszych spotkań poświęcone było fotografii. Pojawili się na nim Tadeusz Rolke i Chris Niedenthal.

Szybko księgarnia stała się modnym i popularnym miejscem. W środku, za dnia, można spotkać tłumaczy czy literatów, którzy przychodzą popracować lub, po prostu, pogadać. Można napić się kawy, zjeść ciastko, skorzystać z bezprzewodowego Internetu.

W ciągu czteroletniej historii działalności BuchBundu powodzeniem cieszyło się na przykład pasmo „Reportaże bez granic”. W księgarni o swojej pracy i książkach opowiadało dziesięciu reporterów z Polski. Wśród nich znakomite nazwiska: Wojciech Jagielski, Lidia Ostałowska, Paweł Smoleński, Anna Bikont czy Angelika Kuźniak.

Lista fundacji i organizacji, z którymi współpracuje Piekoszewski, jest zresztą długa. Znaleźć na niej można między innymi berlińskie Centrum Badań Historycznych Państwowej Akademii Nauk czy Instytut Polski w Berlinie. Z gościnnych progów księgarni korzystają też redaktorzy Magazynu Polsko-Niemieckiego "Dialog".

- Z kolei Ambasada Polska w Berlinie często kupuje od nas książki dla szkół czy dla Polaków siedzących w więzieniu, na przykład w Brandenburgii.

- Ciekawe które.

- Sporo literatury podróżniczej, poradniki duchowe, klasykę. Raz zastanawiałem się, czy zamówić im „Mury Hebronu” Stasiuka.

- I?

- Chyba ostatecznie nie zrobiliśmy tego – śmieje się księgarz.

Uzdrowić system

Prowadzenie księgarni to wcale nie taki łatwy kawałek chleba. To zwykły biznes, który wymaga pracy i inwestycji. Średnia cena książki w Niemczech to 20 euro i więcej (wydania w twardej oprawie) lub 10 euro i więcej (w miękkiej oprawie). Statystycznie rzecz biorąc czytelnictwo jest tu co prawda wyższe niż w Polsce, ale to niczego nie ułatwia. Wręcz przeciwnie.

Niemiecki system dystrybucji książek wymusza na dobrych księgarzach korzystanie z najważniejszych baz danych, które są na bieżąco uaktualniane. Za dostęp do takiej bazy trzeba słono zapłacić. Ale w tych bazach nie ma błędów.

Błędy zdarzają się za to w tabelkach polskich hurtowników. Piekoszewski cały czas musi się z tym mierzyć i tłumaczyć przed klientami.

- Kiedy Niemiec przychodzi i pyta na przykład o „Pana Tadeusza”, czyli podstawę klasyki, a ja mówię że nie ma, bo akurat żadne wydawnictwo nie oferuje solidnie przygotowanego opracowania - to on patrzy na mnie ze zdziwieniem. Niedoskonałość tego systemu odczuwam na sobie wtedy fizycznie – mówi Piekoszewski.

W Niemczech obowiązuje też ustawa o stałej cenie, co oznacza, że przez pierwsze kilka miesięcy od premiery księgarz jest zobowiązany do sprzedaży książek za określoną z góry sumę.

W Polsce trwa od pewnego czasu gorąca debata wokół tej ustawy, ale Piekoszewski jest przekonany, że podobna regulacja rynku nad Wisłą zrobiłaby dobrze nam wszystkim.

- Chodzi o kwestię podejścia. W Polsce obowiązuje w tej chwili wolna amerykanka. Lepszy system sprawiłby, że zyskałby na tym czytelnik. Jestem przekonany, że cena nie podskoczyłaby tak drastycznie. Księgarnie przestałyby rywalizować rabatami, ale jakością miejsca i ofertą. Ostatecznie skorzystaliby na tym wszyscy.

- Wydawcy też?

- Jasne! Przestaliby wydawać pieniądze na działy marketingu, które w tej chwili są skupione na ilości a nie na jakości. Obecnie dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji jak ta, gdy oferuje się „Dzieła” Gombrowicza po obniżonej cenie. Przecież to jakiś absurd!

„Polnisch Poetisch”

W BuchBundzie Gombrowicz nie jest na przecenie. Jego „Kronos” w przekładzie na niemiecki leży na stole, zaraz przy wejściu. Obok znajdują się książki Modiano czy Kafki. Nieco dalej biografia Kapuścińskiego.

Jest tu jeszcze półka z ofertą literatury polskiej tłumaczonej i w oryginale. Poza tym znajdę w BuchBundzie sporo książek anglojęzycznych. Cieszy mnie szeroka oferta literatury dziecięcej. Można też tu nabyć tytuły z listy bestsellerów "Spiegla" czy podręcznik do pisania podań o pracę w języku niemieckim. Jeśli czegoś nie ma - zawsze mogę domówić osobiście u Marcina i odebrać na następny dzień.

Piekoszewski pokazuje mi przy okazji wyjątkową dla niego książkę: „Polnisch Poetisch. Esther Kinsky im Gespräch”. Na kartach znalazły się wywiady z Dariuszem Sośnickim Jackiem Gutorowem, Adamem Wiedemannem, Katarzyną Fetlińską, Jakubem Mansztajnem, Martą Podgórnik. Całość firmuje wydawnictwo Buchbund.

Czy to pomysł na jeszcze jedną działalność?

- Kto wie. Bardzo chcielibyśmy. Myślę, że w kwestii wydawania i promowania książek polskich autorów jest tu jeszcze dużo do zrobienia – uśmiecha się tajemniczo Piekoszewski.

Do góry
Drukuj
Mail

Wilk Marcin [autor]

MARCIN WILK (1978, Polska) – dziennikarz, publicysta, krytyk. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikował na łamach m.in. „Polityki”, „Tygodnika Powszechnego”, „Czasu Kultury”, „Ha!artu”, „Pograniczy”, „Dekady Literackiej”. Autor książki „Tyle słońca. Anna Jantar. Biografia”. Prowadzi bloga www.wyliczanka.eu