J. Strachota, Zakłady nowego człowieka, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2010.
…czasem, jak zasypiam i nikt nie przychodzi mnie przytulić, myślę sobie, że chciałbym umieć znikać i już więcej nie być…
I nic na to poczucie wszechogarniającej pustki, próżni międzyludzkiej nie możemy poradzić ani my-czytelnicy, ani bohaterowie pierwszej powieści Julka StrachotyZakłady nowego człowieka. Nie pomogą żadne supermoce, żadne nadprzyrodzone właściwości, żadne mutacje rodem z X-Mana. Pokoleniu dzieci Czarnobyla, które przeżyły emocjonalne mutacje, których delikatne dusze uległy niszczącemu promieniowaniu może pomóc tylko jedno – proste i najtrudniejsze jednocześnie, banalne i głębokie zarazem – zaufać w pełni sobie i tej drugiej osobie, kochać i być kochanym, kochać… Przypadków „86” jest zadziwiająco dużo, ukrywają się w wirze wielkich miast, w zadymionych pubach, w miejscach alternatywnych emocji, szukają zapomnienia (a może samych siebie) w najmniejszych pogranicznych wioskach, wszędzie cierpiąc tak samo i tak samo mocno raniąc innych. Ilu nas jest jeszcze w 62metrowym m2 na jedenastym piętrze? Ilu z nas woli obłudny mieszczański spokój od bolesnej Prawdy? Książka Strachoty roznieca iskierkę nadziei, ale nie wiadomo, czy to dobrze.
Główny bohater Strachoty to żaden superbohater, w jego supermoc może uwierzyć tylko filolog, rozpatrujący ją w kategoriach metafory. Bohater, Julian, parodia dorosłego człowieka, częsty w literaturze ostatnich lat nieudacznik z sąsiedztwa, wielbiciel xanaxu i wódki. Celny portret części rocznika ’86? Może z przerażeniem, któryś z czytelników dostrzeże w nim siebie? Bohaterowie debiutanckiej powieści Julka Strachoty – emocjonalni mutanci to nasze odbicia, to my z krwi i kości, odmalowani z lekką domieszką alkoholowych halucynacji i pewnym parodystycznym zacięciem. Sama mutacja emocjonalna wydaje się ciekawym zabiegiem, metaforą właśnie. Cierpią na nią ci, którzy w okolicach kwietniowego wybuchu elektrowni nad Prypecią byli roześmianymi dziećmi, nagle przez rodziców siłą ściągniętymi z podwórka, albo dopiero przyszli na świat. Dzieci bez „Teleranka” w ’81 roku, świadkowie wielkiej Historii, na którą patrzyły małe oczy. I ci dorośli teraz ludzie nie potrafią stworzyć żadnej głębokiej i trwałej relacji emocjonalnej, nie wierzą w Wielkie Idee. Tego między innymi metaforą jest mutacja emocjonalna i nadludzkie moce – umiejętność latania, znikania i przenoszenia się w czasie. Metafora wolności, której nigdy w pełni nie osiągniemy.
Lektura obowiązkowa dla rocznika ’86.