WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Hintergrundwissen eines Klavierstimmers (fragment)
Hintergrundwissen eines Klavierstimmers, powieść, Schöffling & Co., Frankfurt nad Menem 2007
Przekład: Sława Lisiecka

(fragment)

Kiedy Karol usłyszał, jak jego młoda i powabna żona klnie w sąsiednim pokoju niczym szewc, nie unikając nawet wyrazów obscenicznych, poczuł, że tego już mu za wiele. Opuścił wypełniony krzykami boleści rodzinny dwór, aby z mieszkającym po sąsiedzku przyjacielem Antonem opróżnić kilka butelek bimbru i u niego szukać pocieszenia w trudnej sytuacji życiowej. 

Do domu, żeby obejrzał pierworodną córkę, przyprowadził pana dopiero jeden z parobczaków. Ze względu na stan Karola chłopak musiał podpierać go w drodze przez las, a potem wciągać po schodach na górę.

Jeszcze nazajutrz rano w chwili przebudzenia Karol był przekonany, że stara Malwina pokazała mu w nocy dwa identyczne maluchy o czerwonych twarzyczkach i czarnych czuprynach, z którego to powodu bóle Elżbiety stały się dla niego post factum bardziej zrozumiałe. Nie pamiętał też, że potknął się o emaliowaną miskę z łożyskiem, prawie przy tym pociągając za sobą akuszerkę z ledwie narodzonym dzieciątkiem na rękach, i że w końcu zasnął w ubraniu bardziej obok otomany niż na niej.

Następnego dnia podczas śniadania, którego pora nastała dla Karola dopiero po południu, jego pytanie o samopoczucie Elżbiety i bliźniąt spotkało się wśród służby ze spojrzeniami pełnymi zdumienia. To w końcu Agnieszka oświeciła pana co do tego, że na świat przyszło jedno dziecko, na dodatek dziewczynka. Od tej pory z lubością opowiadano sobie w okolicy, jak to bardzo stateczny zazwyczaj dziedzic Karol Laub myślał po pijanemu, że urodziły mu się bliźniaki.

Jednak na narodziny Elizy Karol nie oczekiwał w sąsiednim pokoju, a nawet nie było go w domu, co otoczenie przyjęło z dezaprobatą. 

To, że mąż ma dość żony, nie jest niczym szczególnym.

To, że swoich męskich potrzeb nie może zaspokoić z ciężarną żoną, też powszechnie wiadomo. W tym celu chadza się ze służącą na siano albo odwiedza dziewczęta w domach publicznych. Nie godziło się jednak, żeby szanowany katolik opuścił żonę na kilka tygodni przez porodem i wyprowadził się do mieszkania w mieście.

Wyższe sfery krakowskie i okoliczni chłopi zaczęli więc opowiadać sobie o odejściu Karola Lauba z dworu. Jego wyprowadzkę wykorzystywano jako okazję do najrozmaitszych spekulacji, przy czym prawie wszyscy wychodzili z założenia, że kryje się za tym wyłącznie inna kobieta. Albo szczególnie piękna i kokieteryjna, albo też szczególnie jadowita i podła. Bo z jakiego innego powodu mężczyzna miałby tuż przed narodzinami spodziewanego następcy opuścić żonę, jeśli nie dlatego, że został do tego zmuszony albo że oszalał z miłości?

Niemniej jednak Karol Laub był jednym z ostatnich mężczyzn, których można by posądzić o potajemny romans, a cóż dopiero o płomienną miłość. Zawsze wydawał się taki rozważny, spokojny i przyzwoity. Czy jednak to właśnie nie cicha woda brzegi rwie?
Różne osoby blisko związane z rodziną Laubów usiłowały dowiedzieć się czegoś bliższego o powodach zachowań Karola, ale szybko się przekonywały, że wprawdzie ochoczo otwiera przed nimi drzwi swojego nowego domostwa, jednak w trakcie wizyty ani słowem nie napomyka o wyprowadzce z dworu.

Tak więc Kowalscy, Tomaszewscy, Marcin Kanarek, Henryk Lewkowicz i jeszcze inni rozsiadali się naprzeciw niego w fotelach i na wyściełanych krzesłach, wykładali na okrągły stół z ozdobnymi nogami przyniesione w prezencie butelki i wypieki, pytali o to i o owo, po czym stwierdzali, że Karol w ogóle nie odpowiada, ani na uprzejme pytania o samopoczucie, ani na te natarczywie drążące przyczynę jego wyprowadzki, ani też na wywołujące wściekłe parskanie, a dotyczące długoletniej, teraz zapewne całkowicie obojętnej mu przyjaźni.

Kiedy więc już połowa szacownego towarzystwa krakowskiego nacisnęła klamkę drzwi do mieszkania Karola Lauba, po czym do połysku wyszorowała wytworną materię obić w jego salonie równie wytwornym suknem na swoich tyłkach, a spiżarnia przestała się domykać z powodu mnóstwa pasztetów, pierogów, ciast i butelek wódki, jednomyślnie postawiono diagnozę, że Karol Laub najwyraźniej oszalał. 

Wszyscy współczuli zostawionej samej sobie przyszłej matce, której teraz składano wizyty, znosząc pasztety, pierogi i ciasta, choć bez obowiązkowej butelki wódki.

Można było napawać się nieszczęściem młodej kobiety i mówić sobie, że w przypadku własnego Adama, Romana czy Marka nie trafiło się jednak aż tak źle. Mężowie upijali się wprawdzie i nieraz włóczyli po burdelach, aby pod szybko podciąganymi spódnicami, między ochoczo rozłożonymi udami i w pozlepianym spermą gąszczu znaleźć to, czego nie śmieli szukać w domu. Niejeden też od czasu do czasu przyłożył dzieciom silną ręką, ale żadnemu to jeszcze nie zaszkodziło, a dobra żona i tak nie zwracała uwagi na takie błahe wybryki męża. 

I tylko bardzo niedyskretne matrony, nieumiejące zapanować nad własnym wścibstwem, jak otyła Maria Kowalska o rumianych policzkach, która przyszła w gości razem z chudą niczym patyk szwagierką Anną o poszarzałej twarzy, zakonnicą, i przyniosła potężny kosz torcików i herbatników w pudełkach, nie mogły się oprzeć, by nie zadać Elżbiecie pytań wprost. Ta tylko patrzyła na obie kobiety znużonym wzrokiem, kręgi pod oczami lśniły ciemniejszym błękitem niż jej dawniej błyszczące źrenice, tak że blada niby kreda twarz o wklęsłych policzkach bardziej przypominała trupią czaszkę z głębokimi oczodołami aniżeli świeże i młodzieńcze niegdyś oblicze.

Otyła Maria Kowalska z takim zrozumieniem skinęła na to głową, że płaty skóry pod jej podbródkiem aż się zatrzęsły. Zaczęła obracać pierścionki na grubych palcach i pogrążona w myślach wsunęła kolejną pralinkę między żółte zęby. Jej szwagierka Anna natomiast pozwoliła sobie położyć kościstą rękę na wiotkiej dłoni Elżbiety i tak mocno ją ścisnąć, że Elżbieta poczuła, jakby łamały się jej szczupłe palce.

Niech się cieszy, że Karol sobie poszedł, obłąkany mężczyzna to tylko utrapienie, kto wie, co to takiemu przyjdzie do głowy w tym jego szaleństwie. W gruncie rzeczy dla niej i dzieci to szczęście, że Karol nie przebywa w domu, bo nie są dzięki temu narażone na niebezpieczeństwo. Przecież nie kryje się za tym żadna inna kobieta, niech więc Elżbieta nie czyni sobie wyrzutów, obłędu nie da się bowiem przewidzieć, a tym samym nie jest to jej wina. Kto by pomyślał, że dotknęło to Karola, który przecież zawsze był człowiekiem statecznym i godnym zaufania, a do tego postawnym mężczyzną. Na myśl o jego silnej budowie ciała blade policzki Anny Kowalskiej zapłoniły się lekko, zaczęła też ze zdenerwowania mrugać powiekami mysich oczu. Elżbieta zapytała szybko, czy mogłaby się pożegnać, bo nie czuje się dobrze. W powszechnym zrozumieniu, że biedaczka potrzebuje teraz przede wszystkim spokoju, pozwolono jej pójść do alkowy, a otyła Maria dała chudej i zazwyczaj lakonicznej szwagierce do zrozumienia, że już na nie czas, i ruszyła do wyjścia, wcześniej jednak nie omieszkała wypchać tłustych policzków całą garścią przyniesionych w prezencie pralinek.

Do góry
Drukuj
Mail