WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
mistyka, chemia, alchemia


Światem rządzą mistyka i chemia. Nie zauważamy tego z powodu kiepskiej jakości różowych okularów, które nosimy, ale też dlatego, że od dawna niczego nie nazywamy po imieniu. Mówimy o władzy, religiach, seksie, hazardzie, ekstremizmie i hafcie krzyżykowym jako o władzy, religii, seksie, hazardzie, ekstremizmie i hafcie krzyżykowym, zamiast jako o praktykach psychoaktywnych. Nie uznajemy haftu krzyżykowego za praktykę psychoaktywną, ani nawet nie włączamy go do rytuałów voodoo – o czym więc w ogóle mowa?
Fantazjujemy o, wymyślamy i wciskamy sobie nawzajem demony, zwidy, zaklęcia-przekleństwa, uroki, odczynianie, zamiast to w sobie doszukiwać się chorób i je leczyć. A przecież demony to jądro wszystkich chorób.
„To zbyt kategoryczne” – powie japońska kulomiotka.
„To dojrzały wniosek” – powie psychoterapeuta z dyplomem socjologa.
„To połowiczna ucieczka od problemów, ucieczka, którą tak lubią nazywać dojrzałym wnioskiem w swoim nie bezinteresownym komplementowaniu psychoterapeuci z dyplomem socjologa” – powiem ja, no i na tym koniec.

Dzielimy świat na światło i ciemność, ludzi – na jasnych i ciemnych, a psychikę na „pseudo-ja”.
Zamiast uznać, że na świecie istnieją dwie rasy: kobiety i mężczyźni, zamiast podzielić ludzi na chorych, zdrowych, psychopatów i neurotyków i poddać każde „pseudo-ja” osobistemu egzorcyzmowi.
Zamiast zamieszać mikstury, zbełtać leki i po prostu odpłynąć. A gdzie tam mowa o uznaniu, że światem rządzą mistyka i chemia. Już prędzej zaczniemy przeżuwać szmalc o ciele i duchu, o tym, co ziemskie i niebieskie, materialne i astralne.
Choć – zgódźmy się – niektórzy przyznają (czyli już-wiedzą), że miłość to, powiedzmy, jedna wielka chemia, uwarunkowana potrzebą biologiczną.
No a to, że miłość to jedna wielka mistyka, wie każdy, kto pokochał choćby lalkę Barbie. A przynajmniej absolutna większość kobiet się z tym zgodzi: kobiety czemuś mają wyraźnie większą skłonność do mistycyzmu niż mężczyźni. Egzalt-Gestalt.

Ale jeśli pomyśleć, ile skupiono wokół trywialnych w rzeczywistości procesów miłosno-chemicznych muzyki, poezji, powieści, obrazów, mitów, plotek, programów telewizyjnych i forsy, to nawet skłonny do maskulinizmu freudysto-ateista się zgodzi: miłość bez mistyki się nie obejdzie.
Ale czymże jest ta mistyka?
Bo o ile chemię wszystek z-kojarzy choćby z-laboratoryjną probówką, o tyle mistykę już każdy z-na tylko swoją i na to nie ma rady.
W najogólniejszym sensie najwyższym przejawem mistyki jest to, że człowiek w mistyczny sposób został stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, a więc zdolny jest również do bycia subiektem – a nie tylko obiektem – mistyki; to znaczy do tworzenia istoty, panowania nad światem (nad tym jedynym realnym światem jaki jest w nim) i nad Bogiem (nad tym jedynym realnym Bogiem, który stworzył tenże realny „wewnętrzny” świat), a więc i – władania sobą (czyli jak każdy rzeczywisty organizm, do realnego kierowania swoją rzeczywistą, a nie przekłamaną przez szkolne podręczniki chemią).

Jeśli kogoś niepokoi heretycka na pozór możliwość władania bogiem wewnętrznego świata, który jednocześnie jest Bogiem świata zewnętrznego, to znaczy, iż wciąż nie zrozumiał, że między zewnętrznym i wewnętrznym nie ma żadnej różnicy, zaś iluzoryczny show pomiędzy In i Out wypełnia wakuum czystej mistyki, czyli człowieka-jako-takiego. Jeśli zaś ktoś wspomni, że wakuum nie może niczego wypełnić z definicji, jako że samo jest próżnią, to wobec tego słyszał już, że sama ciemność też nie jest substancją, lecz brakiem światła. Mimo to wciąż mówimy, że „ciemność przychodzi”, a ecce homo to niechby i „wypełnił”, przepełnił brak, a przepełniwszy zmazał wszystkie przeszkody, utrudniające nam wolność wypowiedzi.

Mistyka jest też w tym:
stworzony przez Logosa człowiek zdolny jest samemu tworzyć Słowo. Logocentryczny, logozależny, logopodwładny, ma swobodę swobodnego stwarzania swobodnych słów, z których każde może stać się pierwszopoczątkiem i każde zdolne jest do wytworzenia własnego kosmosu. Ale jeszcze większa mistyka polega na tym, że człowiek został obdarowany prostymi chemicznymi środkami, uwalniającymi go od słowa. To nie tylko wszelkiej maści okazje, dzięki którym może się jak najszybciej załapać na tamten świat. Jesteśmy również obdarzeni naturalną głuchotą i niemotą. Posiadamy możliwość zrezygnowania ze słyszenia i mówienia, a zagorzali fani wolności mogą nawet osobiście zatkać sobie uszy i obciąć języki (obrządek obcinania napletka w rzeczywistości jest symbolicznym obcięciem języka na znak przysięgi nie wymawiania Imienia Bożego na daremno).
„To banzai” – powie japońska kulomiotka.
„To analny czynnik wow!” – powie psychoterapeuta z dyplomem socjologa.
„To coś takiego” – powiem ja, no i na tym koniec.

A jednak istnieją i tacy, którzy poznali imię Boga – ci skazani są na ślepotę, przy czym na ślepotę wewnętrzną, molekularną ślepotę destylowanej pamięci.
A są i tacy, którym sądzone było usłyszeć Imię. Im to poszczęściło się najbardziej: ten dźwięk nawet zapomniany, wytarty z fonogramu pamięci, już nastroił ich strunę na prawidłowy ton i nawet głuchoniemi, będą świadczyć czysto, przejrzyście i co najważniejsze – prawdziwie. Bo przecież człowiek jest struną, a jaka korzyść wynika z istoty stworzonej dla dźwięku, jeśli miałaby milczeć? „Zaiste fałsz lepszy jest od milczenia!” – powiedzą psychoterapeuci z dyplomem socjologa. Ja… przemilczę.
Mistyka i chemia zawarły alchemiczny ślub. Mistyka i chemia są nierozdzielne jak dowcip i zen.
Jak anegdota, w której „świadomość Buddy znajduje się w rękach Allacha, ale ręce Allacha istnieją tylko w świadomości Buddy (przebywającej w tychże rękach)”.
Jak zen, w którym „zebrali się dobrzy i zabili wszystkich złych i nastał zen”.
Kiedy anegdota i zen zlewają się w jedno, mistyka i chemia wznoszą się na poziom alchemii i płodzą wieczne naścienne prawdy:
„Wszystko, co konieczne jest łatwe, a wszystko co niełatwe jest niepotrzebne”.

Ściana nie twierdzi, jakoby niepotrzebne było to, co ciężkie (z ciężaru wyrastają dźwignie, przy pomocy których uczymy się kantować bliźnich i rozwiązywać problemy). Ściana mówi, że zbędne jest niełatwe: niełatwego jest, po pierwsze, znacznie więcej niż ciężkiego, a po drugie, archaiczna etymologia wyprowadza wszystko, co niełatwe z inferna („przyniosła dola niełatwa nieczystego”), a wszystko, co nieczyste – z ciężaru („lżej nieczystemu przeleźć przez oko wielbłądzicy niż człowiekowi wyluzować”). A wyluzować warto bodaj po to, by nie pytać niepotrzebnie każdego napotkanego lamy, czy można palić w czasie modlitwy, a po prostu twardo modlić się przy każdym papierosie. Oczywiście, jeśli ciśnie. Bo jeśli nie ciśnie, to modlitwa staje się tylko łańcuchem chemicznych reakcji. Przyczynowo-skutkowa zasada domina.

Mistyczne sprawy też odbywają się według zasad domina, ot tyle że domina tu nie ma – goła zasada, nagi człowiek i zero szpanu. Chemia jest wtedy, gdy z pojedynczych potrzeb rodzi się społeczne oczekiwanie, z niego wytwarza się moda, z mody – trendy, z trendów formuje się socjokulturowy  paradygmat, czyli psychologiczne tło. Mistyka zaś wtedy, kiedy zasmarkane dziewczę z przedmieść Bristolu w pokwitającym śnie zobaczy Niebiańskiego Człowieka z Diamentami, a nazajutrz na nasz-jej świat przyjdą Beatlesi.
Chemia jest wtedy, gdy hermetyczny żargon, jakiś błatny argot wchodzi do leksykonu światłych intelektualistów, przeformatowując starą filozofię według nowej idiomatyki, formułując aparat pojęciowy, dzięki któremu lumpen-inteligencja może poczuć się budowniczymi nowej ery; żargon nabiera państwowego, epokowego wymiaru, staje się nowomową, zaś staromowa idzie na prezenty, pocztówki i porcelanowe słoniki.
Mistyka – kiedy drogą (od, a nie do) z Moskwy do Pietuszek, jakiś święty-w-dupę-pijany Witia Jerofiejew widzi Boga w niebieskich kolejowych rozbłyskach i mówi: „O kurwa!”.
Mistyka, kiedy Leś „Podia” Poderw’janski  mówi to samo na widok zjawy (!) ojca (!) duńskiego (!) księcia (!), a na tanie „być czy nie być?” odpowiada zenowskim testem: „A jaka nam pozostaje inteligentna alternatywa?”.
Mistyka, kiedy Sam schodzi z nieba popaść się ze swoimi owieczkami, a na widok nikczemnie przeoranego pola reaguje nieco meteorologicznie:
„Duch Mój, jak wiatr – wieje gdzie zechce”.

So fucking what?
Czym jeszcze jest mistyka?
Mistyka jest kiedy pogoń zmienia się w gonitwę, i konie na karuzeli rżą wszystkimi swoimi reproduktorami, a konduktor puszcza rakietowe petardy; mistyka jest nie wtedy, kiedy cię wyrzuca, a kiedy sam wysiadasz na jakich chcesz planetach i cała miejscowa flora tleje i wonieje w mdłościach; mistyka, kiedy przyjście samo nadchodzi, a Pan nie zmieniając oświetlenia mówi:
„Jam jest!”,
A ty w zadumie powtarzasz:
„wszystko, co konieczne jest łatwe, a wszystko, co niełatwe jest nie potrzebne”,
i raptem okazuje się, że „nie potrzebne” trzeba pisać oddzielnie i jest w tym mądrość; „niepotrzebny” bo – zbędny, a „nie potrzebny” – to „nie” + „potrzebny”, czyli nie-nie-konieczny, czyli wszystko „nie łatwe” (a to też należy pisać oddzielnie), jest wystarczające, ale nie konieczne i znowu nikt niczego nie załapał.
A mistyka – jest nie wtedy, kiedy wszyscy po prostu załapują (bo załapać się jak już mówiłem, można przy byle okazji – wyrwać się jest za to zwykle ciężej), lecz od początku przebywają tam, gdzie należy, tam, gdzie w tym celu specjalnie stworzono miejsca, powierzchnie i inną przestrzeń życiowa, toż nie przewidziano żadnego „załapał się” czy „się wyrwał”.
DlategO chemia jest w tYm, że widzicie te same litery, co ja, a mistyka w tym, że pejzaże za naszymi oknami są różne.
A alchemii to nawet w pobliżu nie było.
 
tłumaczenie: Renata Rusnak
Do góry
Drukuj
Mail

Izdryk Jurij [autor]

JURIJ IZDRYK (1962, Ukraina) - pisarz, poeta, eseista i tłumacz, kulturoznawca, malarz i muzyk. Jest jednym z najbardziej wyrafinowanych postmodernistów ukraińskich. Członek Asocjacji Pisarzy Ukraińskich. Autor powieści, opowiadań, artykułów z zakresu kulturoznawstwa i językoznawstwa. Jest także jednym z twórców fenomenu stanisławowskiego. W 1984 zakończył Politechnikę Lwowską. Od 1989 wspólnie z Jurijem Andruchowyczem redagował czasopismo tekstu i wizji - "Czetwer". Pod koniec lat 80. brał aktywny udział w twórczym życiu Ukrainy. Uczestniczył w wystawach, pracował nad redakcją książek i czasopism, nagrywał muzykę. Znajomość z Andruchowyczem oraz koncentrowanie się wokół czasopisma "Czetwer" młodych ukraińskich twórców, odegrała dużą rolę w literackim życiu twórcy. Izdryk to człowiek-orkiestra, autor dwóch koncertów fortepianowych, ilustrator książki Andruchowycza Egzotyczne ptaki i rośliny. Jego utwory są tłumaczone na język polski, angielski, rosyjski, niemiecki, białoruski, czeski i chorwacki. W 2009 roku Izdryk otrzymał nagrodę Książka Roku BBC za utwór TAKE. fot. Renata Rusnak