WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Moja strachliwość
Dzieciństwo było rafą, którą należało opłynąć. Nie istniał żaden patent na to, jak przeżyć ten okres, ale podstawową zasadą było, by nigdy nie brać niczego do buzi, nigdy nie dotykać niczego gołymi rękami i nigdy się znikąd nie wychylać. Gdy do tego jeszcze nie odpowiadało się nikomu obcemu i nie przechodziło przez ulicę, nie biegało się i nigdzie nie zostawało na dłużej, szanse na przeżycie wzrastały. Naturalnie jedynie wtedy, gdy człowiek trzymał się z daleka od innych dzieci, bo te były dla każdego dziecka trucizną.

Dorosnąć udawało się jedynie nielicznym dzieciom, zaś o pozostałych opowiadała nam nasza mama. Było na przykład dziecko, które dotknęło gąsienicy, a potem potarło sobie oczy. Włoski gąsienicy, które zakończone były małymi zagiętymi haczykami, utkwiły mu w oku i dziecko oślepło. Teraz przebywało w domu opieki wraz z dziećmi, które czytały w łóżku przy latarce, dziećmi, które siedziały zbyt blisko telewizora, i tymi, których oczy zastygły podczas zezowania. Każdej zimy do domu opieki trafiały też kolejne dzieci, ofiary bitew na śnieżki, które straciły oczy od małych kamyków w śniegu.

Z dachów wciąż skakały dzieci ubrane w nowiutkie kostiumy supermena, wierząc, że w tym przebraniu można latać. Inne dzieci jadły zbyt wiele słodyczy i do końca życia musiały brać codziennie zastrzyki.

Dowiedziałem się o tym, gdy przechodziliśmy obok domu opieki nad dziećmi chorymi na cukrzycę, skąd aż do nas dochodziły krzyki dzieci, w których ciała wbijano ich codzienną strzykawkę. W zasadzie to trafiły one i tak całkiem nieźle, na pewno lepiej niż dziecko, które wstając poślizgnęło się w wannie, a teraz musiało siedzieć na wózku inwalidzkim i cieszyłoby się, gdyby choć trochę mogło poczuć taki zastrzyk. Ale nawet i to dziecko miało jeszcze szczęście w nieszczęściu, bo przecież wciąż mogło poruszać rękami, w przeciwieństwie do dziecka, które podczas skoku na główkę uderzyło o dno basenu. Teraz nie mogło one nawet odpowiedzieć na skinienie głowy. Mimo wszystko jednak przeżyło skok, w przeciwieństwie do tych dzieci, które, nie odczekawszy pół godziny, szły po jedzeniu się kąpać, potem chwytał je kurcz i tonęły. Ale nawet i w ich nieszczęściu było coś pozytywnego, bo przecież w elegancki sposób unikały uciążliwego obowiązku przebierania mokrych kąpielówek, by w ten sposób uniknąć ryzyka chronicznego zapalenia pęcherza.

Części dzieci się upiekło, bo na przykład dzięki ogromnemu zastrzykowi przeciwtężcowemu udało się przywrócić do życia takie, które skaleczyły się o zardzewiałe żelastwo. Pomyślnie zoperowano też dziecko połykające pestki z wiśni, które zablokowały mu jelito ślepe. Na jakąkolwiek pomoc było natomiast za późno dla dziecka, któremu wbiła się drzazga. W palec wdało się zakażenie i trzeba go było amputować – dziecko mogło jednak przynajmniej zabrać sobie do domu drzazgę.

Nocą miałem przed oczyma dzieci, które w łóżku bawiły się sznurkami i podusiły się we śnie. Inne połknęły osę, udusiły się torebką, którą włożyły na głowę, lub zostały przysypane podczas kopania tuneli w piaskownicy. Niektóre z nich odnajdywano dopiero, gdy jakieś inne dziecko pociągnęło za kawał metalu, który wystawał z ziemi od czasów wojny, i wszystko wyleciało w powietrze.


Były jednak również i takie dzieci, które na zawsze znikały bez śladu, bo zimą, będąc w drodze, przystawiły gdzieś język do metalowej poręczy. Nim je znaleziono, były zamarznięte, samotne, opuszczone i nikt nie towarzyszył im w ich nieszczęściu. W pobliżu przez przypadek znalazło się jedynie dziecko, które dzień wcześniej przecisnęło głowę przez dziurę w płocie i z powodu uszu nie mogło jej z powrotem wyciągnąć. Dzięki temu dziecko z zaklinowaną głową mogło na pocieszenie opowiadać dziecku z przymarzniętym językiem historie o dzieciach, których spotkał jeszcze gorszy los niż ich. Naturalnie w pierwszej kolejności była to historia o dziecku, które podczas śniadania oblizywało nóż, a potem wiele by dało, by choć raz przykleić się do czegoś językiem.

tłumaczenie: Paweł Zarychta
Do góry
Drukuj
Mail