WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Natalka Śniadanko: Literatura jest jednym ze sposobów na zatrzymanie tego, co ważne...


Z Natalką Śniadanko rozmawiała Zofia Fenikowska

 
Zofia Fenikowska: W Pani tekstach jest dużo ironii, inteligentnego humoru, aluzji. Jednak ich forma jest bardzo przystępna. Dla kogo Pani pisze? Dla jakiego czytelnika?

Natalka Śniadanko: Dla każdego, komu zachce się przeczytać to, co napiszę. I im więcej znajdzie się takich czytelników, i im bardziej różni będą, tym lepiej.
 
Z.F.: Dość często eksperymentuje Pani z formą, na przykład akcja opowiadania "Życie bez rodziców, albo Superbonus dla pary idealnej" częściowo odbywa się w grze komputerowej. W jakim celu to Pani robi?
 
N.Ś.: Gra komputerowa – to dość popularny chwyt literacki, nie widzę w nim żadnego eksperymentu. A jeśli chodzi o eksperymenty formalne w ogóle, to nie jestem zbyt skłonna, aby widzieć w nich cel moich utworów. Według mnie wszystkie lub prawie wszystkie formalne innowacje w literaturze zostały dawno wprowadzone przez modernistów czy postmodernistów. Teraz żyjemy w epoce względnego "stylu formalnego", kiedy najważniejsza w tekstach literackich jest treść, a nie forma. I to mi bardzo odpowiada. Eksperymenty formalne są przecież ciekawe wtedy, gdy sensownie podkreślają, uwidaczniają jakąś treść, a nie same w sobie.

Z.F.: Czy ma Pani jakieś pomysły na innowacyjne formy, jakieś plany?

N.Ś.:
Nie, nie mam ambicji żeby stworzyć coś zupełnie nowego w literaturze, coś, czego nie było wcześniej. Tak można myśleć chyba w bardzo młodym wieku. Człowiek, który skończył studia filologiczne, po prostu nie może już mieć takich iluzji. Zbyt dużo już przeczytał. Chciałabym po prostu pisać dobre teksty, które mówiłyby nie tyle o czymś nowym, ile o czymś ważnym i potrzebnym w tym czasie i miejscu, w którym żyję, mówiłyby to tym emocjonalnym, przenikliwym sposobem, który jest możliwy tylko w literaturze.  Cokolwiek innego byłoby próżnością.

Z.F.: Jak postrzega Pani swoją rolę jako współczesna ukraińska pisarka?
 
N.Ś.: Pisarz ani pisarka nie może mieć innej roli, niż po prostu pisać i robić to najlepiej jak umie. I w tym autorzy ukraińscy niczym się nie odróżniają od twórców w innych krajach.

Z.F.: Zajmuje się Pani dużo literaturą polską. Czy ma Pani jakiś pomysł dotyczący roli współczesnej polskiej literatury? Czym różnią się potrzeby polskiego czytelnika od potrzeb ukraińskiego?
 
N.Ś.: Nie mogę powiedzieć, że dużo się zajmuję literaturą polską. Niestety, na Ukrainie bardzo mało tłumaczy się z polskiego, o wiele mniej, niż by się chciało. Ja osobiście częściej tłumaczę z niemieckiego, niż z polskiego. A co się tyczy samej literatury, to wydaje mi się, że współczesne literatury polska i ukraińska są do siebie podobne przez otwartość na świat, nowe formy opisania rzeczywistości, nowe sposoby opowiadania historii i uwagę zwróconą na aspekty, które wcześniej nie były zbyt ważne dla literatury. 
Na przykład zarówno w polskiej, jak i w ukraińskiej literaturze jest teraz wiele kobiet-pisarek, które opisują świat w inny sposób, niż robili to ich poprzednicy w czasie, kiedy w literaturze dominowali mężczyźni. To ciekawe i nowe. A jeśli chodzi o potrzeby czytelnika, to wątpię żeby różniły się ze względu na położenie geograficzne. Związek czytelnika z tekstem jest związkiem bardzo intymnym i w większości wypadków wydaje mi się, że czytelnikowi jest obojętne, z jakiego kraju pochodzi autorka czy autor książki, jeśli opisane przez nią czy przez niego doświadczenia są ciekawe i bliskie czytelnikowi.
 
Z.F.: Jak Pani praca jako tłumaczki wpływa na Pani twórczość?
 
N.Ś.: Tłumaczenie uczy bycia uważnym w stosunku do tekstu. Z jednej strony tłumaczyć jest łatwiej, niż pisać, bo można skupić się tylko na formalnym, językowym aspekcie – tym, jak najlepiej ubrać tę czy inną myśl w słowa, a podczas pisania trzeba najpierw sformułować samą myśl, stworzyć spójny obraz, i dopiero potem szlifować jego opis. Ale ta sama właściwość tekstu może stać się także przeszkodą, ponieważ, jak wiadomo, w tłumaczeniu coś nieuchronnie ginie – ironia, żarty językowe, gra z realiami, które istnieją tylko w danym kraju. I wtedy trzeba uznać swoją porażkę jako tłumaczki i pogodzić się z tymi nieuchronnymi stratami. Tłumacze są trochę jak ludzie z wadami fizycznymi, podzielić się swoimi radościami i bólami mogą tylko ze sobą nawzajem, bo i czytelnicy, i autorzy, i ci, którzy po prostu im kibicują, mogą zrozumieć albo tylko oryginał, albo już gotowy przekład. A ocenić sam proces przekładu i porównać wersje tego samego zdania w różnych językach są zdolni tylko tłumacze.
Dla pisarza przekład to bardzo dobra szkoła redagowania, dokładności w formułowaniu zdań, lakoniczności i różnych chwytów formalnych, stosowanych przez innych autorów w celu uwydatnienia czegoś w tekście.
 
Z.F.: Czy uważa Pani, że w literaturze warto wracać do spraw i problemów poprzedniej epoki? Dlaczego?
 
N.Ś.: Literatura jest jednym ze sposobów na zatrzymanie tego, co ważne – emocji, myśli, wydarzeń, postaci. I jeśli wziąć pod uwagę takie naprawdę ważne rzeczy, to one nie będą się bardzo różnić ze względu na epokę – ludzi zwykle wzrusza jedno i to samo: miłość, zdrada, podstępność, brutalność, niesprawiedliwość, ulotność istnienia. Zmieniają się tylko szczegóły, dekoracje, zdolność uświadomienia sobie tej cykliczności i powtarzalności, wrażliwość człowieka na te czy inne kwestie. Dlatego tak lubimy czytać o przeszłości, porównywać, jak ludzie reagowali kiedyś, jak na to reagują teraz. 
 
Z.F.: Które ze swoich tekstów chciałaby Pani widzieć w tłumaczeniu na język polski albo niemiecki i dlaczego właśnie te?
 
N.Ś.: Nie mam w tej sprawie jakichś zastrzeżeń. Być może, gdybym pisała jakieś antypolskie albo antyniemieckie teksty, to nie byłoby warto ich tłumaczyć, żeby nikogo nie obrazić. A tak – nie wyobrażam sobie, jakie ograniczenia warto by było nakładać na polskich czy niemieckich czytelników co do tekstów. Myślę, że mogą dostać to samo, co Ukraińcy. Żeby tylko przekład był dobry.

[tłumaczenie: Zofia Fenikowska]
Do góry
Drukuj
Mail