WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
return ticket

Zostań.
Ktoś musi iść z nim właśnie na skraj
nadpalonej fotografii, gdzie gubi się wątek.
Do siódmej trzydzieści jest jeszcze trochę czasu na sny.
Przy tobie jest taki płochliwy, wypełniona oddechemglina,
przy tobie jest dzieckiem, a dzieci nie umierają,
dzieci po prostu wychodzą w życie i tłuką kolana,
a kiedy zaczynają płakać –
Bozia z balkonu woła je do domu, do raju.

Słowem, zapomnij, niech gra spokojnie dalej.

Bywa - czasami śni się, że ty
jesteś czarterem do jasnego azylu samobójców,
wszystkich, którzy ścierali mleko z twoich ust,
uczyłeś, jak nie bać się wysokości,
kto przekraczał z tobą pierwszą w twym życiu granicę,
drażnił powolnych mięśniaków przy kontroli paszportowej,
mówił, że w krzakach na skraju drogi kryją się gnomy i trolle,
i wracał nieuszkodzony w ciepłe gniazdo domu,
kto poławiał dla ciebie perły w przybrzeżnej strefie.
Kto, może, nie sam się zgubił, po prostu przeszedł swoje.
Lecz ci, zdaje się oddzielnie, a lecieć do nich trzeba dalej jeszcze.

Ale przylatujesz, lądujesz, jak w filmie – prosto na tafli wody,
z bagażem przy łonie, z listami i powitaniami.
Wybiegają ci na spotkanie, nie przestali kochać,
nie zmienili się, może jedynie trochę pobledli,
rzucają w górę swoje kapelusze, oślepiająco, tropikalnie biali.
A ty przytulasz wszystkich, w kręgu, w kręgu,
odbierając nadwyżkowe cło spotkań.

Ile razy zamierzasz nie wracać stamtąd,
opaść na dno, ukryć się przed Interpolem,
z ognistymi mieczami.

Czekaj, aż ktoś spotka cię już w domu.
A jeszcze zwęglona fotka spokoju nie daje: dlaczego to właśnie on tam na skraju,
aż pachnie spalenizną i z policzków popiół się sypie.
Na te wyspy nie dają wizy.
Wróć i nigdy już więcej nie śpij w nocy.

Zobacz, jak ciemność nadciąga – wodą w namorzynowe lasy,
trzymaj na powierzchni pneumatofory, oddychaj.
Rozciągnij jego oddech, jak ostatniemu na ziemi,
niech nie wie i śpi. Okryj jego ciało,
póki dźwięczą nad tobą obce śmigła,
cicho
wytrwaj, aby rankiem otworzył się bukiet stapelii
między udami.

Najszczersze uczucia to uczucia topielców,
mawiał mądry Ortega
y Gasset.
Albo być może Sadko.

Wracam zagrzewać łóżko i mleko,
czytać wszystkie zdania po pierwszym przecinku,
szeptać mu na ucho, wargami chwytać niewidzialne,
uważać, by nie wychodził za skraj sam,
i zagłuszać siłą woli głupie budziki.

Bóg gasi ludzi, jak światła lądowania,
a ja ląduję – po omacku,
ciężko,
uslinie machając skrzydłami.

[tłumaczenie: Iwona Boruszkowska]

Do góry
Drukuj
Mail