WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Spacerując Krakowskim Szlakiem Kobiet (II)





Przewodniczce po Krakowie emancypantek opowiedzą Ewa Furgał Natalia Sarata – założycielki Fundacji Przestrzeń Kobiet oraz inicjatorki projektu Krakowski Szlak Kobiet.

Pierwsza część wywiadu dostępna tu

UP: Która z postaci była najbardziej złożoną i najtrudniejszą? 

NS: Pewnie każda autorka powiedziałaby, że jej własna. Są różne poziomy kontaktu z postacią -  kim ona jest, czy zostały po niej jakieś przedmioty, listy, dzienniki, pamiętniki, korespondencja, twórczość.

UP: Kogo chciałybyście opisać?

EF: Ja mogę powiedzieć, że od samego początku chciałyśmy, żeby powstał tekst o Marii Siedleckiej, bardzo ważnej działaczce krakowskiej, emancypacyjnej, która współtworzyła reaktywowaną przez nas niedawno, Czytelnię dla Kobiet. W trzecim tomie miał znaleźć się tekst o niej, ale ostatecznie się nie ukazał. Wstępne przecieranie szlaków to za mało, żeby stworzyć pełny tekst. 

NS:  Przykładem pisania o swoich mistrzyniach jest tekst Łucji Iwonczewskiej o  Danucie Wesołowskiej.

EF: W trzecim tomie prezentujemy bardzo dużo Żydówek. Jednak staramy się zachowywać równowagę, to znaczy, żeby wciąż pamiętać o tym, że Kraków był wielokulturowym miastem, że to nie może być tak, że zrobiłyśmy jeden projekt „Polki, Żydówki, Krakowskie Emancypantki”, napisałyśmy o kilku Żydówkach i to koniec, że to nam daje prawo , żeby tego tematu już nie dotykać i dalej już pisać tylko o Polkach. Żydówki będą w każdej Przewodniczce, a jeszcze kilka ich planujemy. 
 
NS: W trzecim tomie uderzyłyśmy socjalistycznie – pojawił się tekst o Esterze Golde-Stróżeckiej – działaczce społecznej, socjalistce. 
 Dużym wyzwaniem jest tekst o Franciszce Gumplowicz. Kiedyś przeczytałam, a propos tego, skąd się biorą postaci, w „Gazecie Wyborczej” recenzję książki Ludwika Gumplowicza - socjologa, którego dzieła, najprawdopodobniej zebrane, zostały przetłumaczone na język polski. On i jego żona mieszkali w Krakowie, skąd wyjechali ze względu na antysemityzm, m.in. na uniwersytecie. Gumplowicz nie dostał tu posady, na jasno i wyraźnie antysemickim tle, postanowili więc wyjechać do Niemiec, tam oboje pracowali. Franciszka Gumplowicz prawdopodobnie anonimowo wydała pierwsze emancypacyjne dzieła w Krakowie, w latach 50. i 60. XIX wieku, wtedy, kiedy nasze bohaterki np. chodziły do przedszkola, były bardzo młode, więc to taka trochę ich matka, a one to nasze babki i prababki. Historia Gumplowiczów jest niezwykła - oni oboje popełnili samobójstwo w Niemczech. Byli spokrewnieni z Esterą Golde-Stróżecką oraz jej siostrą Cecylią Golde, przez swojego syna, którego brat był zakochany w Marii Konopnickiej - partnerki Marii Dulębianki – jednej z  bohaterek naszego tomu. To się wszystko łączy, tworzy się niezwykła konstelacja. Niestety, materiały na temat Franciszki Gumplowicz są po niemiecku, w Niemczech, trudno do nich dotrzeć, być może będzie ona bohaterką kolejnego tomu, jeśli w między czasie nauczę się niemieckiego albo znajdę osobę, która mnie w tym wesprze.

EF: Jeszcze mamy do opisania Helenę Witkowską, przyjaciółkę Marceliny Kulikowskiej, wybitną krakowską działaczkę emancypacyjną. 

NS: Chciałybyśmy, aby pojawił się tekst o Stefanii Sempołowskiej, która była nauczycielką w pierwszym żeńskim gimnazjum. Nazywano ją „panną genewską”, była wygnańczynią z zaboru rosyjskiego, na jakiś czas przyjechała do Krakowa. 

EF: W trzecim tomie została zaprezentowana Stefania Zahorska, na której nam zależało. To pisarka publicystka, recenzentka filmowa, była nazywana „carycą polskiej krytyki filmowej międzywojnia literackiego”. Urodziła się i wychowywała w Krakowie, później wyjechała do Warszawy, po czym wyemigrowała, zmarła w Wielkiej Brytanii, dla nas jest to ważne, ponieważ tu – w Krakowie jest jej background. W dodatku napisała bardzo dobrą autobiograficzną powieść zatytułowaną Korzenie, która w dużej części rozgrywa się w Krakowie. 
Chciałybyśmy napisać o Maryli Freiwald, żydowskiej lekkoatletce, która zdobywała medale na olimpiadach kobiet, kiedy organizowano jeszcze olimpiady dla kobiet, biegała w sztafecie razem ze Stellą Walsh - Stanisławą Walasiewiczówną, należała do klubu sportowego Makkabi Kraków.

UP: Mówiłyście o Polkach i Żydówkach, czy pojawiały się w Przewodniczce kobiety innych narodowości?

NS: Ten projekt początkowo tak się nazywał: „Polki, Żydówki. Krakowskie emancypantki”, ale zrezygnowałyśmy z tej nazwy. Chciałyśmy tylko pokazać, że ta rozdzielność to także łączność na rzecz wspólnego dziedzictwa. Czy Polka może być Żydówką a Żydówka Polką? Chodzi nam by pokazać krakowianki. W pierwszym tomie pojawiła się Wanda Bobkowska w tekście Grażyny Kubicy, która przyjęła nasze zaproszenie do zaangażowania w tę książkę, pojawił się też biogram Pauliny Wasserberg, więc też lokalnie i współcześnie, napisany przez Niemkę Bettinę Gerhard. Kubica napisała o ewangeliczce. Ewangeliczki pojawiły się kilkakrotnie, a w kontekście wyznania pojawiają się też kobiety bezwyznaniowe, oficjalnie występujące pod sztandarem bezwyznaniowości. Tak faktycznie, etnicznie, ta cała różnorodność i wielokulturowość krakowska nie jest w pełni ukazana. Czekamy na postaci i na autorki, które się zechcą zająć takimi postaciami, które uzupełniłby nam obraz Krakowa jako miejsca, w którym żyły osoby różnych narodowości i wyznań.

UP: Czy istnieje jakiś opór w docieraniu do informacji np. o Żydówkach? 

NS: Raczej nierozpoznanie. Dwa pierwsze projekty były realizowane ze Stowarzyszeniem „Czulent”, pierwszy razem z Centrum Społeczności Żydowskiej. To też zależy, z którą instytucją w Krakowie współpracujemy. Społeczność żydowska w Krakowie jest bardzo podzielona, różnorodna - jakiś czas temu, na początku kwietnia 2011, w Centrum Kultury Żydowskiej, odbywał się pokaz filmu Ani Zawadzkiej Żydokomuna, przyjechała Ania, za jej rekomendacją, wzięłam udział w panelu dyskusyjnym razem z kilkoma wybitnymi przedstawicielami społeczności żydowskiej i okazało się, że Żydówki z naszej książki, a w zasadzie książka,  w ogóle nie jest rozpoznawana w tym konkretnym środowisku, natomiast jest rozpoznawalna w innych centrach społeczności żydowskiej. Pierwszy tom został wsparty przez Fundację Taubego i dostałyśmy zachętę do pracy, do odzyskiwania tych historii, tych bohaterek. 

EF: Żaden instytucjonalny opór nie występuje. 

NS: Nie występuje taki jednoznaczny opór z tym, że zajmujemy się Żydówkami w szerszej społeczności, dostałyśmy jeden czy dwa sygnały, że to jest dla niektórych osób kontrowersyjne i trudne, że zajmujemy się Żydówkami. Słyszymy jakieś głosy, że przecież Kraków to „polskie miasto”.

Jednak raczej jesteśmy zachęcane. Jeśli przyjrzymy się  wycieczkom, które organizujemy, między innymi śladami krakowskich Żydówek, to zauważymy, że są to wycieczki, które cieszą się największym powodzeniem. Mniejszym powodzeniem cieszą się wycieczki śladami emancypantek. W tym mieście jest duże zapotrzebowanie na wiedzę o Żydówkach, które tutaj mieszkały, a to, że są to kobiety, to jeszcze większa egzotyka. Myślę, że idzie to po linii egzotyki, ale to też sposób na odzyskiwanie pamięci. Zależy nam, by pokazywać dużą różnorodność społeczności żydowskiej jeszcze przed Zagładą – istniała społeczność ortodoksyjna na Kazimierzu i w innych miejscach, ale także rodziny żydowskie asymilujące się. Chcemy pokazać, że społeczność żydowska nie powinna być pamiętana jednorodnie, że wszyscy zostali później zepchnięci w jedno miejsce i okazali się tą samą grupą społeczną, byli jednakowo potraktowani, ale, że to była ogromna różnorodność. Staramy się mówić o Żydach i Żydówkach nie tylko w kontekście Kazimierza. Kiedy organizujemy wycieczki,  często w momencie, gdy sygnalizuję, że spotykamy się pod Teatrem im. Juliusza Słowackiego na wycieczce o krakowskich Żydówkach, to dostaję maile, czy to nie jest pomyłka, czy nie spotykamy się na Kazimierzu. To też dużo mówi o tym, jak te postaci, jak społeczność żydowska i pamięć o nich funkcjonuje w tym mieście. Staramy się także w tym kontekście przypominać, budować taką wiedzę o historii. 

UP: Do jakich drzwi trzeba zapukać, by taki projekt został zrealizowany?

EF: Lepiej nie pukać do władz miasta Krakowa, może w innych miastach jest pod tym względem łatwiej. Natomiast nasze doświadczenie wskazuje, że Urząd Miasta Krakowa, nie jest zainteresowany tym obliczem Krakowa. Próbowałyśmy wielokrotnie, na różne sposoby - drogą oficjalnych konkursów ogłaszanych przez miejskie instytucje, drogą osobistego kontaktu, nie jest to w żaden sposób motywowane. 

NS: Myślę też, że jesteśmy postrzegane jako niszowa inicjatywa, a ta pamięć jest nieważna. Owszem - będą dawać pieniądze na przedsięwzięcia związane z kulturą żydowską, ale już na Żydówki nie, bo to nie spotyka się, w ich mniemaniu, z zainteresowaniem. Jednak spotyka się to z zainteresowaniem ludzi, którzy przychodzą na wycieczki, czytają Przewodniczki, odwiedzają naszą stronę, przychodzą na warsztaty. Jest wielka potrzeba osób i miasta jako mieszkańców, nie miasta jako instytucji. 

EF: Mój osobisty pogląd na temat podejścia Urzędu Miasta Krakowa do różnych inicjatyw kulturalnych, które się tu dzieją, jest taki, że bardzo mało pieniędzy, czasu i chęci poświęca się inicjatywom, które są skierowane do mieszkańców Krakowa, natomiast mnóstwo pieniędzy, czasu i uwagi ładuje się w ogromne festiwale, które przyciągają do Krakowa turystów na dzień albo dwa. Oczywiście, miasto na tym zarabia, zarabiają hotele, restauracje, promocja też jest dużo wyraźniejsza niż w przypadku wspierania niszowych inicjatyw. Nasz projekt jest po części turystyczny, ale przede wszystkim, jest dla osób, które tutaj mieszkają. 

NS: Nie ma pieniędzy na inicjatywy dla mieszkańców i mieszkanek. To jest o tyle ważne, że inicjatywy lokalne wiążą ludzi z tym miastem, a tu nie ma przestrzeni na to, by dowiadywać się więcej o Krakowie, budować swoją tożsamość w tym mieście i nabywać poczucia, że jest się jego częścią . Ludzie stąd wyjeżdżają. Długoterminowo można przyciągać incydentalnie, ale bardzo ważne jest, by budować tutaj tożsamość miasta i jego mieszkańców.

A co do sponsorów, to spotkałyśmy się z bardzo hojnym wsparciem Funduszu Norweskiego, gdzie poparcie, zrozumienie dla idei emancypacji i praw kobiet jako podstawowej części demokracji i też pamięci o historii obywatelskiej są  bardzo ważne. Dostałyśmy pieniądze z Funduszu dla Organizacji Pozarządowych, wsparcie od Fundacji Taubego na rzecz żydowskiego życia i kultury, od Network of EastWest Women – sieci organizacji ze wschodu i zachodu, czyli z tak zwanej Europy Wschodniej i amerykańskiej organizacji. Teraz dostałyśmy, po raz pierwszy, wsparcie od Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich, okazało się tym razem zrozumiałe, że historia kobiet, przypominanie ich historii , to jest też budowanie współczesności kobiet i mężczyzn.

EF: To pierwszy raz, kiedy Krakowski Szlak Kobiet będzie realizowany ze środków rządowych. 

NS: Trzeba być bardzo cierpliwym, trzeba się dużo nachodzić, ubiegając się o środki na realizację, kilkakrotnie składałyśmy wniosek do Muzeum Historii Polski, a wydawałoby się, że nie ma lepszego miejsca, by o historii kobiet mówić (Patriotyzm jutra. Nowoczesne metody edukacji historycznej – w sam raz dla nas!) zero odzewu, dostałyśmy też wsparcie od Małopolskiego Instytutu Kultury ze środków wojewódzkich, który wsparł nasz projekt w ramach Krakowskiego Szlaku Kobiet o Marcelinie Kulikowskiej. Mieliśmy jeden projekt dedykowany tej postaci, ale też bardzo dużo czasu zabierało pozyskanie środków, jak również zdobycie zaufania i przekonania osób decyzyjnych, że to jest ważne i ma wartość. Historia kobiet tak jak nie jest pamiętana, tak nie jest też ceniona i my pracujemy nad tym z projektu na projekt, by dawać coraz więcej miejsca, by budować przestrzeń i zrozumienie, że ta część historii jest ważna i we tym kontekście. 

EF: Krakowski Szlak Kobiet został też doceniony przez czytelników i czytelniczki „Gazety Wyborczej” -  to jest dla nas bardzo ważne, to duży sukces i potwierdzenie, że projekt jest potrzebny, motywacja by działać dalej. [Krakowski Szlak Kobiet został Wydarzeniem Roku 2010 w plebiscycie Kulturalne Odloty –  przyp. red.]

NS: Zaangażowanie osób, które przychodzą do nas z bohaterką albo włączają się w projekt, mówiąc - „dajcie mi moją bohaterkę”, to coś, co buduje ten projekt. Z jednej strony pieniądze, a z drugiej entuzjazm i zainteresowanie, zaangażowanie tych osób, które chcą pracować przy projekcie. 

EF: Te teksty piszą bardzo różne osoby, my ich nie zamawiamy, w takim sensie jak się czasem praktykuje, zamawia teksty do publikacji, to jest proces zdobywania i umawiania się na teksty, ale z osobami, które po prostu chcą to zrobić i chcą wykonać tę pracę. 

UP: Dziękuję i życzę, żeby Przewodniczka była jeszcze bardziej różnorodna. 
Do góry
Drukuj
Mail

Pieczek Urszula [autor]

Urszula Pieczek (1986, Polska) – lubaczowianka z pochodzenia, krakowianka z wyboru. Absolwentka ukrainistyki i polonistyki UJ, obecnie doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Redaktorka miesięcznika Znak. Współtworzy Pracownię Pytań Krytycznych UJ. Tłumaczy z języka ukraińskiego, zajmuje się dyskursem tożsamościowym i udaje, że nie czyta poezji.