WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Strach chciałby coś zjeść
Dwadzieścia lat temu polska proza miała w dużej mierze kobiece oblicze. Lata 90. rozpoczęły się od mocnego wejścia kobiet. Olga Tokarczuk debiutowała opowieścią w duchu Hessego „Podróż ludzi księgi”, ale dopiero „Prawiek i inne czasy” i „Dom dzienny, dom nocny” pokazały jej oryginalność. Izabela Filipiak i jej druga książka „Absolutna amnezja” wywołały poruszenie obrazem wychowania, a raczej tresowania dorastającej dziewczynki. Natasza Goerke pisała wtedy absurdalne i groteskowe historyjki pełne fantastycznie przewrotnego poczucia humoru. Manuela Gretkowska w swoich pierwszych książkach: „My zdies’ emigranty” czy w „Tarocie paryskim” swobodnie łączyła erotykę i ezoterykę z publicystyką. Pojawiły się jeszcze Anna Bolecka, Zyta Rudzka i wiele innych. Dyskusja o nowych twarzach literatury rumieniła policzki krytykom i czytelnikom prawie tak, jak kilka lat później spory wokół debiutu Doroty Masłowskiej. Nowe głosy szybko stały się istotne.

– Nam było łatwiej niż debiutującym dzisiaj pisarkom – mówiła Tokarczuk. - Oczekiwanie na przełom sprzyjało wprowadzeniu do literatury nowych nazwisk.  


Inteligencki proletariat

Dzisiaj wszystko wygląda zupełnie inaczej. Debiutów jest niewiele. W niedużych wydawnictwach pojawiają się co prawda ciekawe nowe nazwiska, ale przechodzą w większości niezauważone. To dotyczy tak samo pisarek, jak i pisarzy. Świetne książki młodych autorów często pozostają bez odzewu. Tak było w zeszłym roku z „Rdzą” Ewy Berent (Portret). W tym roku na szczęście stosunkowo dużo pisało się o „Toksymii” (Lampa i Iskra Boża), debiucie Małgorzaty Rejmer, o trzeciej książce Agnieszki Drotkiewicz „Teraz” (WAB), a w styczniu ukaże się zbiór opowiadań „Poranek Marii” (Biuro Literackie), czyli niezwykłej urody debiut prozatorski poetki Julii Fiedorczuk. Każda z tych książek tworzy osobny świat. Natomiast we wszystkich pojawia się podobny typ kobiety pogrążonej w walce ze swoim największym wrogiem, czyli własnym ciałem. 
Bohaterka Drotkiewicz – doktorantka, polonistka, samotna stara panna, choć nie ma jeszcze trzydziestki. Zarabia, stać ją jeszcze na zupki z puszki od Marksa&Spencera, jak przystało na inteligencki proletariat, ale czuje się udręczona nawracającymi migrenami i samotnością. Żyje życiem zastępczym. Chuda, ale już nieco obwisła, dziewczyna pracująca w literach – tak myśli o sobie. Jej babcia nazywa ją „biczowaną kukłą”. Twoje ciało nie ma już siły, żeby z tobą wytrzymać, tłuczesz je bez opamiętania, polewasz wrzątkiem. Uczucia osobno, myśli osobno i ciało osobno. Wszyscy jesteśmy biczowanymi kukłami. Wszystkie – odpowiada bohaterka. 


Kontrolowana autodestrukcja
Podobnie czują się też dwie dziewczyny z powieści Rejmer, Ania i jej współlokatorka Maja. Anię prześladuje zakochany starzec - powstaniec, z którym przeprowadzała wywiad. Śledzi ją, podtyka liściki, kwiaty i czekoladki, nachodzi jej rodziców, nie pomagają zmiany adresu. Ani traci więc ochotę do życia. Leży w łóżku jak zdechła kura, przypomina kilka patyków przewiązanych sznurkiem. Nie wychodzi z domu. Z obrzydzenia i ze strachu. Świat opisany przez Rejmer cały jest zdeformowany. Druga dziewczyna w poplamionym dresie przypomina bryłę z chudymi, szpadlowatymi rękami, ma usta jak suche ślimaki, które cały czas ogryza do krwi. Strach Anny ma starcze ręce. Strach Mai chciałby coś zjeść. Maja nałogowo je, same najlepsze rzeczy, a potem wymiotuje. Dzięki temu ma poczucie, że kontroluje swoje życie. Ale marzy też o tym, żeby mieć związane ręce. Wtedy nie mogłaby gryźć warg ani pracować. Kobiecość według Mai to sztuka ciosów i uników, kaleczenie się, ale tak, żeby nie było widać, kontrolowana autodestrukcja. Biczowana kukła u Drotkiewicz obawiała się, że nikt jej nie zechce, dla Mai seks, owszem, istnieje, najlepiej w stylu sado-maso. 
Bohaterka Ewy Berent ucieka od rodziny w masturbację i świat seksu pełnego upokorzenia. Staje się on dla niej rodzajem zemsty na świecie, który jej nie akceptuje. Jest naznaczona, bo lubi dziewczyny. I z trudem odnajduje się w własnym ciele. Na ścianie w pokoju Ani wiszą wycinki z gazet o katastrofach i morderstwach. Dziewczyny lubią na nie patrzeć. Odrzucenie ciała jest pierwszym krokiem do odrzucenia świata. W ten sposób zrywają kontrakt, wycofują się z życia.


Ucieczka z ciała
Wroga niszczę w ten sposób, że nie daję mu jeść – mówi bohaterka opowiadania „Imago” Julii Fiedorczuk. Kiedy pierwszy raz zwymiotowała mrożonkę warzywną, zobaczyła światło. I zrozumiała, że wróg, który nie pozwala jej być sobą, jest w niej - to mięso. Nie Jej ciało staje się przezroczyste, czuje się jak Królowa Śniegu zrobiona z lodu. Kiedy resztka ciała zniknie, zamieni się w świetlistą tęczę albo ognistego ptaka. Odlatując, powie „to nie był mój świat”. Ucieczka z ciała zdarza się też innym bohaterkom, choćby Marii z tytułowego opowiadania. Jest szkolnym pośmiewiskiem. Od rana ćwiczy, jak obronić się przed docinkami kolegów. Zdarza się to też pewnej trzynastolatce, która pierwszy raz zakłada stanik. Czuje się lekka jak motyl, do czasu aż chłopaki nie przycisną jej do ściany. Dziewczynka rozumie wtedy nagle, żeby musi pozbyć się ciała, wtedy przetrwa. I jej ciało staje się rzeczywiście jak obce, zostaje jej tylko oddech. Kiedy usypia wieczorem, wyobraża sobie, że jest martwa i szczupła. A wszyscy żałują, że była tak piękna. Wyrzucona z ciała jest też Zetka, mieszkanka rudery. W pewnym momencie przestała zajmować się swoją kobiecością. A to dlatego, jak pięknie pisze Fiedorczuk, że coś tam się jednak stało, w szkole, po szkole, za szkołą, w lasku za szkołą, coś się stało, że Zetka pogwizduje głośniej i maszeruje szybciej, i nie będzie, nie będzie o tym myślała. 
Ciało stoi na przeszkodzie życiu. Kobiety mogłyby być szczęśliwe, gdyby się go pozbyły. Prawdziwe życie, wolność, dusza, jeśli istnieje (raczej w to nie wierzą), są możliwe tylko poza tym światem. One nie praktykują religijnej ascezy, to nicość je wchłania. Nic nie daje pocieszenia, nie ma też niczego, w czym mogły by się odnaleźć – religii, mitu, wspólnoty, ideologii. Wykorzystują swoje ciało jako narzędzie zemsty albo wyrzucają je na śmietnik. Bulimiczno–anorektyczne bohaterki naszych czasów.
Do góry
Drukuj
Mail