"Robię to, bo chcę pokazać, jak daleko zabrnęło zacieranie śladów kultury żydowskiej, nie tylko przez Niemców, ale i Polaków" - to słowa autora książki Macewy codziennego użytku Łukasza Baksika, będącej zbiorem kilkudziesięciu czarno-białych fotografii sprofanowanych płyt żydowskich nagrobków, które "zostały zamienione w osiedla, boiska, wysypiska śmieci". Jak mówi Baksik, który określa swą twórczość mianem fotografii zaangażowanej, chodzi mu przede wszystkim o stawianie pytań i "refleksję nad naszym społeczeństwem, historią, nad nami samymi". Marzy mu się także, "żeby macewy (…) wróciły tam, skąd zostały skradzione".
Ten bardzo refleksyjny album i zdjęcia w nim zawarte są tylko niewielkim wycinkiem szerszego zjawiska, które miało miejsce na przestrzeni lat w polskich wsiach, miasteczkach, ale i olbrzymich miastach. Historia Baksika pokazuje, że każdy z nas może obudzić w sobie instynkt tropiciela. Zupełnie przypadkowo, osiem lat temu, Baksik podczas zwyczajnego lub przez to co się wydarzyło niezwyczajnego majowego wypadu na Lubelszczyznę, natrafia na ślad ukrytej, a czasami po prostu niedostrzeganej przez nas historii, historii zapomnienia i zobojętnienia wobec symboli kultury żydowskiej, która współistniała wraz z polską przez setki lat. "Oburzamy się, gdy ktoś zdewastuje Cmentarz Orląt Lwowskich, przewróci nagrobek albo krzyż. A w kwestii żydowskich nekropolii jesteśmy zupełnie znieczuleni" – mówi Łukasz Baksik. Kiedy podczas wspomnianej wycieczki Baksik rozmawia ze sprzedawcą na targu staroci w Kazimierzu Dolnym, dowiaduje się, że w czasie wojny (ale także i po niej, za przyzwoleniem komunistycznych władz) płyty z żydowskich nagrobków wykorzystywano jako przedmioty codziennego użytku. W ten sposób u Baksika zrodziła się idea podróży po polskich wsiach, miastach i miasteczkach śladem zapomnianych macew. Mur cmentarza katolickiego, budynek gospodarczy, obora, fundament kapliczki, ale co istotne – także wielkie miasta i piaskownica w Szczecinie, klomby, krawężniki w warszawskim ZOO, murek kwatery na stołecznym cmentarzu żołnierzy radzieckich – to właśnie między innymi tam znalazły swoje "drugie życie" żydowskie nagrobki.
Największe wrażenie wywarło jednak na mnie zdjęcie katolickiego nagrobka z podlaskiej wsi Topczewo, zrobionego właśnie z macewy, na który zwraca uwagę także i sam autor, pisząc: "hebrajskie litery próbowano nieudolnie zamienić na polskie znaki graficzne. Między nimi jest napis: »Stanisław… prosi o Zdrowaś Mario«". Ponadto w albumie można zobaczyć zdjęcia zatrważającej ilości kół szlifierskich (tzw. toczaków), zrobionych z żydowskich nagrobków, na których wciąż są widoczne hebrajskie litery. Po przetłumaczeniu dowiadujemy się, co jest na nich napisane. Na jednym z nich czytamy fragment z nagrobnej inskrypcji: "[Z TEGO POWODU] CHORUJE NASZE SERCE".
Z powodu sprofanowanych macew zapewne choruje także serce autora fotografii, który poprzez swoje działania stara się odzyskać pamięć o nich. Pozyskawszy jedną z nich, macewę przerobioną na koło szlifierskie, obrał sobie za cel, by zwrócić ją tam, gdzie być powinna. Jak sam powiedział chce "wtopić w macewę zrobioną od nowa, ze stali albo z pleksi, i ustawić tam, skąd ona pochodzi. Z tabliczką informacyjną. Żeby zwrócić uwagę na problem".
_
Łukasz Baksik, Macewy codziennego użytku, Wydawnictwo Czarne, Fundacja Uptown, Wołowiec 2013.