WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WILLA DECJUSZA & INSTYTUT KULTURY WILLA DECJUSZA
AAA
PL DE UA
Milczenie wojny

Słowa wojny to: obozy filtracyjne, eksplozje, alarmy powietrzne, kamery termowizyjne, płyty pancerne. Słowa wojny to: stawiać opór, odpierać, wyzwalać, deokupować. Słowa na poły zapomniane, które nagle stają się potrzebne – jak pudełka zapałek z pożółkłymi etykietami, jak stary śpiwór przypominający dawną miłość, pachnący dworcami lat dziewięćdziesiątych. Słowa, które przychodzą nieproszone. Słowa, w których rozpada się nasz dom, jest odarty do szkieletu, z miejsca odpoczynku zamienia się w praktyczny schron. Ściany nośne, stropy, otwory drzwiowe i okienne. Słowa, w których rozpadają się nasze miasta. Blokady drogowe, schrony przeciwlotnicze, dworce, szpitale, mosty. Studiujemy mapę naszego języka, niczym mapę pochmurnego nieba, próbując przewidzieć, co nas czeka. Dominacja jednych słów nad innymi może oznaczać niebezpieczeństwo klęski – jak ledwo zauważalne cofnięcie wody do oceanu zwiastuje tsunami; może jednak zapowiadać zwycięstwo – jak zmieniająca się temperatura i wilgotność w jaskiniach wskazują speleologom drogę do wyjścia. 

Ostatnio często mówimy o słowach. Dość łatwo o nich mówić, ponieważ same cisną się na usta, ciągną za sobą kolejne, próbują okiełznać namacalną rzeczywistość. Wróżymy ze słów. Jedni po omacku jak z fusów po kawie, inni przy pomocy precyzyjnych barometrów. Badamy słowa i intonacje swoje i obce. A dokładniej słowa swoich i obcych. 

Dobrze, kiedy słowa są. Nawet te drugie, słowa obcych, którymi oni chcą nas zniszczyć – właśnie wtedy demaskują siebie samych, stają się bezbronni wobec nas. Przecież gdy chcesz zabić słowem, musisz jak snajper wyjść z ukrycia i na chwilę stać się celem. 

Najgorzej, kiedy brakuje słów. Cisza w czasie wojny jest równie straszna jak płomień gasnący w ostatnim oknie.  

„Powiedzcie coś – mówi kobieta w schronie. Strasznie się robi, kiedy tak wszyscy milczą”. Ktoś zaczyna na głos czytać wiadomości z Telegrama, nie są one najlepsze, ale i tak ludziom robi się lżej. Ktoś wspomina plotki z czasów pokoju, to wystarczy by się uśmiechnąć. Budujemy kruchą wspólnotę mowy przekonani, że pewnego dnia wszyscy wyjdziemy stąd razem, żywi, i będziemy wieść nasze życia tak, jakby to się nie wydarzyło. Wierzymy w to, dopóki mówimy, dopóki żartujemy. Kiedy tylko milkniemy, wszystko znika jak krótki sen. 

Ponadto, kiedy mówimy, wydaje się, że oddalamy się od siebie, zamieniając się w bohaterów naszych historii; jakbyśmy opowiadali bajkę komuś, kto po wielu latach wysłucha nas pewnego spokojnego wieczoru. Snujemy opowieść o czasach tak złych, że wydają się wymyślone i powoli się uspokajamy. Ale w końcu milkniemy i wracamy do nieubłaganego tu i teraz, do własnego ciała, które użala się nad sobą. 

Chociaż bardzo chcielibyśmy, nie możemy trzymać języka za zębami. Mowa rozpada się niczym zabawkowa ściana z klocków Lego, pod ciężarem niezrozumiałego „jutra”, pod gruzami naszego „wczoraj”. Milkniemy. Boimy się milczenia, tak jak ktoś, kto cierpi na bezsenność, boi się nadchodzącej nocy. Wydaje się, że nigdy nie istniało tak wiele różnych form milczenia jak teraz, w czasach wojny.

Milczenie telefonów, kiedy tracisz zasięg. Milczenie na Messengerze, kiedy osoba z frontu nie odpowiada przez długie godziny i dni.

Milczenie dziewczyny, która trajkotała z koleżankami przy sąsiednim stoliku – w pewnym momencie spojrzała na ekran telefonu i na dłuższą chwilę zamilkła, oddalając się od sedna rozmowy. Nie wiem, co tam zobaczyła. Wiem, co tam zobaczyła.  

Milczenie okupowanych terytoriów – całe krainy milczenia, które pozbawiono mowy, tak jak resztę kraju pozbawiono światła. Nie usłyszymy ich aż ktoś się stamtąd nie wyrwie, nie przemyci kontrabandą jakichś słów. 

Milczenie tych, którzy nie wiedzą jak z tobą rozmawiać, bo przyjechałeś z kraju, gdzie toczy się wojna. 

Milczenie dzieci w tymczasowym punkcie dla przesiedleńców, które całymi dniami siedzą i patrzą przed siebie. Może to nie są dzieci? Przecież dzieci się tak nie zachowują. 

Milczenie pod fotografiami rozstrzelanych, pośpiesznie zakopanych w glinie, przywalonych swoimi domami, pochylonych nad ciałami bliskich. Pod nimi nie ma podpisów – nie ma czego podpisywać, wszystko widać, a na to, czego nie widać, brakuje słów. 

Patrzę na fotografię zabitych cywilów i kilku nagich kobiet. Znaleziono ich wiosną na drodze pod Kijowem. Ciała leżące na oponach samochodów – Rosjanie prawdopodobnie chcieli je szybko spalić. Pod tą fotografią też nie ma podpisu. Czuję, jak milczenie zasysa mnie do środka, niczym czarna dziura. Wiem, że jeśli nie chwycę się choć jednego komentarza, jednej historii, runę w ciemność. „Ciekawe, co im przeszkodziło doprowadzić sprawę do końca – zaczynam się zastanawiać. – Może zapałki zawilgotniały? Skończył się gaz w zapalniczce? Nie mieli czasu spuścić paliwa ze zbiornika?” Kręcę się wokół tych pytań jak paranoik. Zmuszam się do powiedzenia w myślach kilku słów, żeby tylko nie utknąć w ciszy. Nie pozwalam sobie na całkowitą ciszę. Jeśli ktoś wie, że zamarza, robi wszystko, by nie zasnąć.

Kiedy ciężko jest nam znaleźć słowa, mówią oni, czyli ci, którzy nas zabijają. Albo ci, którzy nam współczują, ale dodają, że „na wojnie nie ma niewinnych”. Albo ci, którzy mają dla nas kilka „użytecznych porad”. Wszyscy oni są w jakimś sensie podobni, a ich słowa, które słyszymy tu, w podziemiach, zamieniają się w nieprzerwany jednostajny szum. Przepraszam, taką mamy tutaj akustykę, po prostu. 

W schronie w końcu przeczytano wszystkie wiadomości, omówiono wszystkie plotki. Po kilku ostatnich męczących odpowiedziach nastaje milczenie. Wiem, że teraz nikt nie zaśnie. 

 

Do góry
Drukuj
Mail

Sływynski Ostap [autor]

Ostap Sływynski (1978, Ukraina) – poeta, tłumacz, krytyk, slawista, doktor współczesnej literatury bułgarskiej, wykłada język i literaturę polską na Uniwersytecie Lwowskim. Autor pięciu tomików poetyckich, licznych publikacji w periodykach i antologiach. Jego wiersze były tłumaczone na 15 języków. Współredaktor antologii współczesnej ukraińskiej i białoruskiej poezji Zwiazokrozryw (2006). Tłumaczy z polskiego, bułgarskiego, macedońskiego, angielskiego, białoruskiego. W latach 2006–2007 organizował Międzynarodowy Festiwal Literacki w ramach Forum Wydawców we Lwowie. Stypendysta programu Homines Urbani w 2008 roku.

Pieczek Urszula [tłumacz]

Urszula Pieczek (1986, Polska) – lubaczowianka z pochodzenia, krakowianka z wyboru. Absolwentka ukrainistyki i polonistyki UJ, obecnie doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Redaktorka miesięcznika Znak. Współtworzy Pracownię Pytań Krytycznych UJ. Tłumaczy z języka ukraińskiego, zajmuje się dyskursem tożsamościowym i udaje, że nie czyta poezji.