dramat w dwóch krótkich aktach
fragment
OSOBY
Stara – siwa kobieta, włosy, mimo że zebrane w tradycyjny, staroświecki sposób, sterczą dość niedbale w różne strony, niemodny strój, na ramionach chustka.
Starszy Brat – nachmurzony typ.
Młodszy Brat – obaj ubrani w szare stroje (lub może przybrudzone, ciemne, khaki), jedynie Młodszy Brat ma na szyi szalik w jaśniejszym kolorze.
Ratownicy
AKT PIERWSZY
Pośrodku sceny stoi całkiem zwyczajny, nawet dość prosty, stół bez obrusa, na nim talerzyk z owocami, obok – świeczka. Do stołu dosunięte krzesła. W kącie pokoju – fotel bujany, na którym, splótłszy ręce, drzemie Stara. Leciutko buja się w fotelu. Obok krzesła – stolik na gazety, na którym stoi lichtarz z zapalonymi świeczkami i karafka z wodą, kilka szklanek.
W innym kącie pokoju – drzwi, które stoją tak po prostu bez ściany. Proste, zamknięte drzwi.
W głębi sceny wychodzące na ulicę okno. Całe zaparowane, zdaje się całkowicie skute mrozem.
Stojąc nieruchomo, plecami do widzów, Starszy Brat w skupieniu wygląda przez okno.
Słychać głuche wycie wiatru, odgłos ten to nasila się, to przycicha. Na krańcach sceny porozstawiane jakieś szafki, na których stoją świeczki.
Przez pewien czas na scenie panuje milczenie, Stara drzemie, bujając się w fotelu, Starszy Brat wypatruje czegoś za oknem, ledwie słyszalny wiatr.
Wychodzi Młodszy Brat. Ubrany w jakiś stary kożuch, w ręku zapalona lampa gazowa. Starszy Brat nerwowo odwraca się.
Starszy Brat
To ty?
Młodszy Brat
A niby kto? (zrzuca z siebie kożuch, gdzieś go zawiesza, na stole stawia lampę. Powoli, niezauważalnie dla pozostałych przebudza się Stara. Starszy Brat uspokaja się, odwraca do okna i dalej patrzy przed siebie.)
Starszy Brat
I co tam?
Młodszy Brat
Światła nie będzie, dopóki nie znajdę kawałka drutu, żeby wszystko naprawić. Trzeba by dokupić.
Starszy Brat (dość obojętnie, nie odwracając się)
A tu gdzieś się nie znajdzie?
Młodszy Brat (je jabłko)
Może i by się znalazł, ale nie wiem gdzie. Na poddaszu jest bardzo ciemno, nie mogłem tam nic znaleźć. Być może jakby tam była mniejsza graciarnia...
Starszy Brat
Starsi ludzie... (powoli odwraca się do Starej i patrzy na nią, Stara reaguje ostro)
Stara
A co ja mam do tego? Ten strych mnie kompletnie nie obchodzi. Tyle że to kawałek mojego domu. Nic więcej. I już. Cała ta kupa starych zdjęć, nietoperzy i drutów, które, pojęcia nie mam, do czego mogły by być potrzebne, to wszystko zawsze było mi obce. Większa część tego biednego domu do mnie nie należy.
Pauza
Młodszy Brat (żując)
No tak...
Pauza
Starszy Brat
Tak czy inaczej nigdzie teraz nie pójdziesz. Dokąd chcesz teraz iść? Na dworze noc. Wielki mróz skuwa wszystko dokoła. Śnieg, kiedy pokryje ziemię, owszem, wygląda pięknie, dawno u nas nie było takiego prawdziwego śniegu, ale pod nim jest po prostu zwykły lód. Nawet dwa dni nie minęły, jak zginął Semenowycz (zamachuje się ręką, jakby pokazywał, gdzie to się stało) – pośliznął się przed własnym domem i rozbił głowę... (Pauza) A ty myślisz, że to ostatnia i jedyna ofiara tegorocznego mrozu?!
Młodszy Brat (jakoś smutnieje, odkłada ogryzek)
Każdego roku są jakieś ofiary... wydawałoby się, że u nas to normalne.
Starszy Brat
Każdego roku przychodzi mróz, zima szczególnie dotyka nasz kraj, ale ludzi niczego to nie uczy. Za każdym razem przyroda niezmiennie okazuje swoją siłę i władzę nad ludźmi.
Pauza
Młodszy Brat
Nie dramatyzuj! Ludzie zawsze umierali, a ty to już nawet normalną zimę traktujesz jak mistyczne zjawisko.
Stara rozkłada karty do tarota. Wróży.
Pauza
Starszy brat patrzy na babę.
Starszy Brat
Może karty nam powiedzą, jaka pogoda się zapowiada?! (ironicznie)
Stara (z przekonaniem)
Żebyście wiedzieli, właśnie to robię... (zupełnie nie zwracając uwagi na rozmówców, rozkłada karty)
Pauza
Młodszy Brat
Dobrze byłoby porównać to z danymi w Internecie (uśmiecha się)
Starszy Brat
Zakładając, żebyśmy go tu mieli (z ironią)
Młodszy Brat (podnosi się)
Pójdę! (lekko, ale z przekonaniem klaszcze dłońmi w stół)
Starszy Brat (odwraca się i groźnie patrzy na niego)
Dokąd?
Młodszy Brat
Ubiorę się i będę się starał dojść do najbliższego sklepu, żeby zdobyć niezbędne rzeczy.
Starszy Brat
Zwariowałeś! (gwałtownie) W dobrych warunkach to prawie godzina drogi, a przy zaśnieżonych drogach, w chłodzie i ciemności – nie wiadomo ile czasu! Poza tym, sam możesz zamarznąć. Nie rozumiesz tak podstawowych rzeczy! Do głowy by mi to nie przyszło! Myślisz, że sklep to w ogóle będzie teraz czynny?
Pauza. Bracia patrzą na siebie. Stara rozkłada karty.
Młodszy Brat
Ty już tak długo patrzysz się w to okno, że straciłeś poczucie czasu. Zaraz będzie świtać. Nie martw się, Żyd na pewno będzie handlować, bez względu na to, co by się działo. Zanim dojdę, zdążą już otworzyć.
Starszy Brat (z namaszczeniem)
Mróz kradnie czas... (pauza) Babciu, może ty jemu coś powiesz! (Pauza) Jesteś jeszcze taki głupi! (machnął ręką i odwrócił się do okna)
Młodszy Brat
To pójdźmy razem.
Starszy Brat
Żeby razem zamarznąć? Nie rozśmieszaj mnie. Nigdzie nie pójdę. (z niezadowoleniem)
Młodszy Brat
To co proponujesz? Nie mamy prawie już nic do jedzenia, siedzimy bez światła i bez łączności ze światem.
Starszy Brat
W najgorszym wypadku większość ludzi wie, gdzie jesteśmy: jeżeli nawet zarządzą ewakuację, to nas stąd zabiorą, jak skończą z najbliższymi wioskami. (Pauza) Ale nie wydaje mi się, żeby aż do tego doszło...
Młodszy Brat
Jeśli nawet tobie się tak wydaje, to znaczy, że nie ma żadnej krytycznej sytuacji i wszystko jest w porządku. Można wyjść. (idzie do drzwi)
Starszy Brat (odwraca się od okna, patrzy się na Młodszego Brata)
Nie!
Pauza. Młodszy Brat łapie za klamkę i próbuje otworzyć drzwi, ale te nie odpuszczają. Być może, przymarzły.
Stara (nie podnosząc oczu znad swoich kart)
Niech idzie!
Pauza. Bracia zmieszani patrzą na Starą.
Mróz traci już swoje siły, czuję, że odpuszcza... Chłód nie jest niebezpieczny (po raz pierwszy podnosi wzrok i spogląda na braci).
Starszy Brat
To głupota! Wystarczy tylko spojrzeć na to, co się dzieje za oknem, żeby wyciągnąć jedyny prawidłowy wniosek: te twoje wróżbiarskie sztuczki – są nic niewarte. Wiatr duje potwornie, na dworze żywego ducha, a śniegu po kolana. Skoro są ofiary dosłownie sprzed kilku dni, twierdzenie, że mróz ustępuje, to kompletna bzdura.
Dobrze wiesz, dlaczego on chce iść! Przecież wiesz! (z gniewem patrzy na Starą)Czemu nie sprzeciwiasz się jego zachciankom? Ten mróz zabrał już naszych bliskich. Ile czasu ma minąć? Pytam cię, ile? (stopniowo przechodzi do krzyku, zaczyna gestykulować). Ten mróz, mróz!.. Już dwie bliskie osoby nam zabrał...
Pauza.
Ja po prostu mam wrażenie jakiegoś błędnego koła, wszystko się powtarza...
Pauza. Spuszcza wzrok. Potem, zwracając się do brata:
Kochałem swoją Irynkę nie mniej niż ty Hannę... Ale jak dawno... Dwa lata temu, kiedy znów nadeszły mrozy, ty próbowałeś uciec...
Młodszy Brat
Pójść! (przerywa rozdrażniony)
Starszy Brat
Pójść! To nie ma żadnego znaczenia!
Młodszy Brat (krzyczy)
Ma!
Starszy Brat (też krzyczy)
Naprawdę nie ma! (Pauza) Nie ma... A to dlatego, że przez cały rok, w taką samą pogodę, bo, słowo honoru, mi się zdaje, że tu zawsze, bez przerwy, niezależnie od dnia i niezależnie od pory roku, jest taka sama pogoda – ten potworny i jednocześnie żałosny Mróz... Ty też chciałeś pójść...
W tamtą stronę.
Ale twoja, jakże prawdopodobna śmierć, będzie bezsensowna.
Pauza.
Młodszy Brat (cicho, z trudem)
To dlatego, że ty tylko czekasz na śmierć. U ciebie pójście własną drogą i dokonanie wyboru – to właśnie śmierć... (długa i pełna napięcia pauza) Odejdź od okna....
Starszy Brat
Co?
Młodszy Brat (pewniej i głośniej)
Odejdź od okna!
Starszy Brat
Po co?
Młodszy Brat (robi krok w jego stronę, nadal stara się mówić z przekonaniem, ale już łagodniej)
Już wystarczająco długo patrzysz w tamtą stronę...
Starszy Brat
W którą?
Młodszy Brat (podchodzi do niego i obejmuje go ramieniem za szyję, nachylając głowę brata ku sobie)
W okno... Ostatnio tylko to składało się na twoją rzeczywistość. A kiedy jesteśmy poza domem, w rozmowach wciąż wspominasz o tym oknie.
Starszy Brat (stara się przekonująco zaprzeczyć)
Nie zauważyłem czegoś takiego u siebie!
Młodszy Brat
Zwróć uwagę... Kiedy jesteś tutaj, w każdym razie, ostatnio, kiedy mieszkamy w tym domu, ty ciągle wyglądasz przez okno. A tam mróz... I więcej nic nie zostaje, na nic innego nie ma sił... (pauza) A ja coraz bardziej przekonuję się, że te wizerunki na oknie i ten niepokonany chłód, który panuje dokoła, pochodzi gdzieś z głębi twojej duszy... Z głębi ciebie, mój bracie, z ciebie... (Pauza. Starszy Brat wzdycha ciężko)
Starszy Brat (ostatkiem sił powstrzymuje łzy)
Jestem dobry...
Młodszy Brat
Jesteś... I czekasz, kiedy ona przyjdzie?
Pauza. Starszy Brat spuszcza wzrok. Wbija wzrok w podłogę. Nie mając już sił wstrzymywać łez, zakrywa twarz dłonią.
Starszy Brat
Kiedy przyjdą... Wszyscy...
Pauza.
Młodszy Brat
Przecież poza tym mrozem i poza tym oknem, istnieją jeszcze prawdziwi ludzie. Wszystko tu remontuję, martwię się o ten, czort go weźmie, drut! Próbuję wyjść i załatwić najpotrzebniejsze sprawy, żebyśmy przynajmniej my przeżyli, choćby...
Mróz przeraża... A to okno zawsze było zatopione w ciemności i pustce, i żeby to zmienić, choćby tylko dla tych, których w nim pragniesz ujrzeć, musisz odwrócić głowę i popatrzeć w tą stronę... Choćby tyle...
Starszy Brat (cicho)
Trzeba poczekać, aż mróz zelżeje. Lepiej iść, jak jest ciepło. Mniejsze prawdopodobieństwo zamarznięcia i...
Starszy Brat ociera dłońmi łzy. Młodszy Brat przez jakiś czas bardzo wnikliwie mu się przygląda. Poklepawszy brata po ramieniu, odchodzi. Odprowadzany czujnym spojrzeniem Starej, powoli podchodzi do drzwi, lekko bierze za klamkę. Drzwi otwierają się. Młodszy Brat spogląda na pozostałych. Stara przyzwalająco kiwa głową. Pauza. Na jakąś chwilę zapanowała niewyobrażalna cisza, potem wyraźnie słychać odgłos uderzania o parapet kropel z topniejącego śniegu. Czyżby jednak mróz zelżał? Bracia obrzucają spojrzeniem pokój, Stara uśmiecha się. Młodszy Brat wychodzi i zamyka za sobą drzwi.
Coraz silniejsze bębnienie kropel topniejącego śniegu o parapet jeszcze wzmaga przejmującą ciszę. Postaci na scenie – nieruchome, jakby nieżywe. Postępująca ciemność zaczyna obejmować scenę. Gasną światła lampy i płomienie świeczek. Spomiędzy szarych chmur stara się przebić słoneczny promień. Szarość pomału rozpływa się i do okna zagląda stalowy ranek. Jeszcze przez chwilę daje się słyszeć uderzenia kropel, potem wszystko cichnie.
tłumaczenie: Ksenia Kaniewska